Dzierzgoń pobiegł dla WOŚP. "Ile fabryka dała"

 

Dzierzgoń pobiegł dla WOŚP. "Ile fabryka dała"


Opublikowane w śr., 17/01/2018 - 09:00

W weekend w całej Polsce odbywało się mnóstwo biegów na rzecz WOŚP. I ja postanowiłem przyłączyć się do wielkiego dzieła Jurka Owsiaka. Obrałem cel na Dzierzgoń - pisze Tomasz Szczykutowicz, Ambasador Festiwalu Biegów

Był to pierwszy bieg w tej miejscowości. Dystans 12 km. Do biura zawodów po odbiór numeru i chipa stawiłem już na półtorej godziny przed startem. Wszystko przebiegło bardzo sprawnie, gdyż uczestnicy dopiero docierali na miejsce imprezy. Było sporo czasu na przygotowanie koszulki i butów. Jako, iż nie miałem okazji przetestować nowej pary, nadarzyła się okazja do przetestowania. Tak wiem, taki test powinno się robić na treningach. Ja za bardzo nie miałem na to czasu, wiec stało się jasne, że wypróbuje buty podczas zawodów.
 
Podczas mojej rozgrzewki, którą robiłem sam, niespodziewanie podchodzi do mnie operator kamery. Prosi o kilka słów do obiektywu. Zgadzam się, to mnie bardzo cieszy, a przy okazji tego mogę popromować swoją drużynę Szalony Gdańsk Biega.

Po rozmowie idę rozgrzać się do biura zawodów. Czekam na kolejną rozgrzewkę tym razem przygotowaną przez organizatorów. 

Po rozgrzewce jeszcze pamiątkowe zdjęcie, wszak to pierwszy bieg w Dzierzgoniu.
 
Przed biegiem głównym nastąpił start dzieciaków. To opóźniło trochę całą imprezę. Mnie to jednak nie przeszkadzało, pomimo mrozu. 

Ustawiam się w pierwszej linii, za rowerami pilotów, i lecę. Przez pierwsze 2 km nawet udało mi się prowadzić, to napawało mnie do dumy, ale wiedziałem, że jeszcze sporo przede mną. Wszystko szło świetnie. Po utracie prowadzenia starałem się utrzymać podium i zajmowane wówczas 3 miejsce. 

Trasa przez pierwszą część nie należała do łatwych, a na dodatek hulał zimny wiatr. To nie pomagało w biegu, ale cóż, trzeba startować w każdych warunkach. 

Kolejne kilometry to utrzymywanie w miarę równego tempa. Chociaż były momenty, gdzie "leciałem" szybciej, niż planowałem. Przyspieszenie nie było tak bardzo odczuwalne aż do momentu wbiegnięcia na otwartą przestrzeń, na bulwary. To tu przypomniał o sobie zimny wmordewind. Nagle tempo biegu spadło, a ja już nie czułem się tak jak na początku. Wiedziałem jedno - biegnę na świetnej pozycji, wystarczy utrzymać to, a będzie bardzo dobrze. 

Spoglądam do tyłu, szukam rywali, są daleko. To i tak nie pozwala mi odpuszczać, przecież w każdy bieg wkładam tyle serca i walki. Wiem, że nie mogę się poddać, nie teraz, a do mety jeszcze sporo metrów. Patrzę na zegarek, który mi mówił, ile zyskuję nad wirtualnym cieniem - przed samym startem ustawiłem sobie wirtualnego rywala, który miał mnie motywować do trzymania tempa (pożądany czas na 12 km - 48 minut, co dawało tempo 4:00/km). Jak ktoś mnie zna, wie, że jeszcze nigdy nie poleciałem w punkt - zawsze jest szybciej. Bardzo lubię biec z wirtualnym cieniem, to pomaga mi i tyle. Tak samo było w tym przypadku.
 
Zbliżam się do wniesienia. Pomimo trudu, jaki włożyłem w bieg, poszło świetnie. Znów oglądam się za siebie, rywale nieznacznie zbliżają się do mnie, ja kontroluje swój bieg. W minionym roku w jednym z biegów odpuściłem końcówkę i to się skończyło źle. Tutaj miało być inaczej. 

Kolejne spojrzenie na zegarek czuje metę, ale to nie to. Mój zegarek pokazuje 12. kiloemetr, ale końca nie widać.
 
Na horyzoncie widzę radiowozy zabezpieczające trasę. Służby mundurowe spisały się na medal. Już nie raz, podczas pierwszych biegów spotkałem się z tym, iż ścieżkę biegu przecinał samochód. Tutaj tego nie było. To znak, że organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Gratulacje dla nich. 

Jeszcze raz spoglądam za siebie. Chociaż w oddali nikogo nie widać, ostatkiem sił przyspieszam. Ile fabryka dała. "Wlatuję" na metę. Jestem nie do zatrzymania! Nawet ciężko jest mi wyhamować, by odebrać medal. 

Kończę zawody na wspaniałym trzecim miejscu open, a nie tak jak to zwykle bywa, w kategorii wiekowej. Czas 51:42 na dystansie ok. 13 km - jak się okazuje na mecie. Nieważne - taki sukces daje kopa na resztę sezonu! 

Przed odebraniem pucharu za podium krótkie rozluźnienie i rozciągani. Na koniec zjadam pyszną zupę. Bo przecież dlatego biegam, nie dla medalu czy pucharów, a dla zupy. Brawo Ja, brawa organizatorzy. Zasługujecie na to, oby tak dalej!

Tomasz Szczykutowicz, Ambasador Festiwalu Biegów

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce