„Generalnie brzydki szlak”. Pierwszy raz wokół Łodzi bez wsparcia [ZDJĘCIA]

 

„Generalnie brzydki szlak”. Pierwszy raz wokół Łodzi bez wsparcia [ZDJĘCIA]


Opublikowane w pon., 11/12/2017 - 08:41

Szlak Okrężny Wokół Łodzi. Znakowany na czerwono, długości oficjalnie około 180 km. Prowadzi drogami, polami i lasami przez Aleksandrów Łódzki, wokół Zgierza, przez Las Łagiewnicki i Wzniesienia Łódzkie, Nowosolną i Wiączyń, okrąża miasto od południa przez Tuszyn i Pabianice, by jeszcze bardziej oddalić się od jego granic na zachód i wrócić do Aleksandrowa. Dosyć dobrze znany rowerzystom, czasem robiony przez nich na raz. Prawdopodobnie nikt nie próbował pokonać go jednym rzutem „z buta”. Aż do ostatniej soboty.

Koło, nawet takie krzywe, z definicji nie ma początku ani końca. Dlaczego więc na początek i koniec wspomnieliśmy o Aleksandrowie? Bo to właśnie aleksandrowski rynek stał się w weekend 9-10 grudnia startem i metą łódzkiego czerwonego szlaku. Pionierami zostali Piotr Mikulski i Maciej Krupiński z Aleksandrowskiej Grupy Biegowej „Torfy”.

Niedziela 10 grudnia, 3:00 nad ranem. Według korygowanego co jakiś czas planu chłopaki powinni już być przy szlabanie na rąbieńskim torfowisku, miejscu biegowych spotkań drużyny AGB Torfy – ostatnim umownym „punkcie” 3 km przed metą. Jednak jedynymi, których można tam spotkać o tej nieludzkiej godzinie, są dwa dziki ryjące w śniegu i błocie na pobliskiej polance.

O północy z piątku na sobotę Pedro i Maciek wyruszyli z aleksandrowskiego rynku. Swoje wyzwanie postanowili pokonać bez wsparcia logistycznego – żywiąc się tylko tym, co mają ze sobą i co kupią w sklepach i barach po drodze. Jedyną pomocą, na jaką sobie zezwolili, było towarzystwo przyjaciół i znajomych.

Z tego co wiemy, początek mieli szybki, może nawet za szybki – być może właśnie dzięki swoim zającom, którzy towarzyszyli im już od startu. Dystans maratonu przebiegli poniżej pięciu godzin i jeszcze przed świtem byli w Lesie Łagiewnickim, a przed dziewiątą na ośmioramiennym skrzyżowaniu w Nowosolnej na 68 km.

Przez większość czasu nie narzekali na brak towarzystwa. Zmrok zastał ich w okolicach Tuszyna (114 km), gdzie strata do cokolwiek nierealnej 24-godzinnej rozpiski wynosiła już około dwóch godzin. Odtąd było już więcej marszu, niż biegu. Okrążanie Łodzi od południa składało się niestety głównie ze żmudnego uklepywania asfaltu. Do tego w nocy wraz z ochłodzeniem wzmagał się wiatr.

Planowany posiłek w Pabianicach się przedłużył. Na pozostałe prawie 60 km (w prostej linii jest znacznie bliżej, szlak tutaj mocno odbija na południe i zachód) Maćka i Pedra przejął miejscowy biegacz, a w Kolumnie i Mikołajewicach dołączyli kolejni. Bardziej marszem niż biegiem, czasem błotnistymi dróżkami przez pola i lasy, a czasem asfaltem, napierali w sile 8 osób.

Niedziela 10 grudnia, 4:20 rano. Ekipa składa pokłon przed kultowym dla „Torfiarzy” szlabanem. Ostatnie 3 km zajmują im pół godziny i o 4:50 zjawiają się pod świątecznymi dekoracjami na rynku w Aleksandrowie. Kolega z drużyny dostarcza zapiekanki i szampana. Bohaterowie mają siłę tylko na krótkie świętowanie...

Zegarek pokazał, że w 28 godzin i 50 minut pokonali 190 kilometrów. – Właśnie skończyliśmy najgłupszą przygodę życia – mówią zgodnie Maciek i Piotrek, siedząc w zaprzężonych w renifery, podświetlonych saniach. – Czy chcemy to powtórzyć? Nie!!!

Dla obydwu dotąd najdłuższym pokonanym w życiu dystansem była Łemkowyna Ultra Trail (150 km). – Łódzki szlak był cięższy – tu też są zgodni. – Najgorszy był zimny wiatr na otwartych polach – mówi jeden. – A dla mnie asfalt, długie odcinki asfaltu na środkowej części trasy – dodaje jego towarzysz – to jest generalnie brzydki szlak...

Na dłuższe rozmowy chłopaki nie mieli już siły. Więcej powiedział nam ich drużynowy kolega Tomek Skorupa, który im towarzyszył na końcowym odcinku. – Pomysł wykluwał się od dawna, bo ten szlak tu jest „od zawsze” – opowiadał – więc aż się prosiło, żeby zrobić coś jak na Głównym Szlaku Beskidzkim, czy warszawskiej Krwawej Pętli, a nie trafiliśmy na żadne zapiski, by tutaj ktoś to robił wcześniej. Niedawno przebiegliśmy ten szlak w grupie znajomych na trzy razy. Niektórzy pokonali wszystkie trzy etapy, ale nie było wśród nich dzisiejszych bohaterów – Maciek zrobił dwa odcinki, a Pedro jeden. To chyba on na swoim etapie wymyślił, żeby to przelecieć na raz.

Choć autorzy pierwszego przejścia zaklinają się, że to był ich pierwszy i ostatni raz, wiemy że to nie koniec. W połowie marca 2018 trzy zaprzyjaźnione ekipy – AGB Torfy, Łódź Running Team i Korona Pabianice – chcą urządzić na łódzkim czerwonym szlaku imprezę w bardziej zorganizowanej, choć wciąż towarzyskiej formie. Wystartować będzie można w Pabianicach (ok. 60 km), Nowosolnej (ok 120 km) lub Aleksandrowie (pełny dystans, ok. 190 km). Meta wszystkich dystansów na aleksandrowskim rynku. Chętni mogą się ścigać, pomiar czasu i nawigacja we własnym zakresie. Relacja na naszym portalu na pewno będzie. Pozdrowienia dla wariatów!

KW


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce