Złota jesień weteranów – 36. Bieg Warciański [FOTO]

 

Złota jesień weteranów – 36. Bieg Warciański [FOTO]


Opublikowane w ndz., 23/10/2016 - 23:18

Na nowej trasie, ze startem i metą w tym samym miejscu przed Miejskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji w Kole, w sobotę 23 października rozegrany został 36. Bieg Warciański. Jest to jedna z najstarszych imprez biegowych w regionie. W idealnej do szybkiego biegania, chłodnej i suchej pogodzie, atestowaną 10-kilometrową trasą przez miejscowości Zawadka, Powiercie-Kolonia i Powiercie pobiegło 471 zawodników. Chwilę po biegaczach na tę samą trasę wyruszyli uczestnicy towarzyszącego marszu nordic walking.

Koła nigdy wcześniej nie miałem okazji odwiedzić i byłem ciekawy tych zawodów. Dwaj koledzy z naszej towarzyskiej drużyny Biegiem po Piwo też byli chętni, więc zmontowaliśmy wspólny wyjazd, by sprawdzić formę w końcówce jesiennego sezonu. Przywitało nas doskonale zorganizowane biuro w hali MOSiR-u, który wraz z Urzędem Miejskim organizuje bieg. Odbiór pakietów, depozyt, szatnie z prysznicami, pobiegowy obiad – wszystko w jednym miejscu i sprawnie działające. Na strzał startera o 11:30 wyruszyliśmy na trasę, która wkrótce wyprowadziła nas poza granice miasta.

Ostatnio prawie nie trenuję pod szybkie uliczne biegi, więc nie miałem zbyt wysokich oczekiwań. No może coś koło 47 minut. Pierwsze 2 km według znaczków po 4:40, zgodnie z założeniami. Dużo zieleni i jesiennych żółtych odcieni, później widoki na Wartę i nadrzeczne bagna. Półmetek według oznaczenia w 23:35, czyli jakbym nieco zwolnił. Zaraz za nim jedyny krótki podbieg, który trochę odczułem. Do samego końca miałem wrażenie, że na tej trasie jest jakaś anomalia. Zamknięta pętla, a było prawie cały czas w dół. A może po prostu mi się tak świetnie biegło.

Powrót do miasta to krajowa droga 473, czyli dawna trasa Biegu Warciańskiego z czasów, kiedy start był w Chełmnie. Każdy następny kilometr odrobinę szybciej, ciągle przesuwałem się w górę stawki. Mieszkańcy przydrożnych domostw wychodzili na pobocza i nas dopingowali. W końcu skręt w kierunku śródmieścia, znaczek 9 km. Wynik w granicach przyzwoitości, czyli 46 i pół minuty, na pewno będzie, ale zawalczyć trzeba do końca.

Ostatni kilometr według znaczników okazał się jednak... najkrótszy. Stąd musiały się wziąć podejrzanie długie kilosy w środku trasy, bo w końcu w jakość atestu całego dystansu nie wątpimy. Od dawna biegłem szybciej, do tego już z daleka rozpoznałem okolicę mety, więc odpowiednio wcześnie rozpocząłem finisz w trupa. Napędzaliśmy się nawzajem z kilkoma współzawodnikami, z którymi od dłuższego czasu biegliśmy razem. Nikt nie chciał odpuścić. Na ostatniej prostej jeden z nich wyskoczył mi zza pleców szalonym sprintem, ale szybko się spalił. Zarówno jemu, jak i pozostałym pokazałem plecy i na kreskę wpadłem z nadspodziewanie dobrym czasem 45:45!

Pierwsze pięć miejsc zajęli Kenijczycy. Zwyciężył Robert Wambua (28:54) przed Henrym Kemboi (29:24) i Joelem Maina Mwangi (29:25). O szybkości trasy świadczy to, że aż sześciu zawodników złamało pół godziny. Najszybszy z Polaków, Norbert Piekielny, był siódmy.

Wśród pań wygrała Izabela Trzaskalska z wynikiem 32:46 (10. miejsce w generalce), skutecznie uciekając kenijskiej koalicji. Na kolejnych stopniach podium miejsca zajęły Agnes Chebet (34:09) i Betty Chepleting (34:26). Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

Zwyciężczyni opowiedziała po dekoracji, że nie czekała na rywalki, tylko od początku ruszyła po swoje. Biegło jej się dobrze, choć jeszcze trochę odczuwała trudy półmaratonu sprzed tygodnia. Oprócz wygranej, równie zadowolona była z poprawienia rekordu życiowego.

Na 36. Biegu Warciańskim doszło do niecodziennej sytuacji. Dwaj zawodnicy pobiegli z identycznymi numerami – 36. Nie był to przypadek, ani pomyłka organizatorów. Dla tych dwóch panów, Piotra Grenza i Janusza Lenca, był to trzydziesty szósty start w tych zawodach. Tak, wzięli oni udział we wszystkich dotychczasowych edycjach! Na mecie obydwaj weterani znaleźli chwilę, by z nami porozmawiać.

– Mam nadzieję, że po czterdziestym razie dostanę klucze do miasta jako honorowy obywatel! – śmiał się Piotr Grenz. Teraz jest po operacji lewego kolana, więc trasę tylko przetruchtał, ale za rok na pewno wróci w lepszej formie, bo jest zawsze wierny Biegowi Warciańskiemu. Wspominał pierwsze edycje ze startem w Chełmnie i składanie kwiatów pod pomnikiem ku czci pomordowanych w czasie II wojny światowej. Opowiedział też, jak w tamtych czasach ludzie na ulicy stukali się w czoło na widok trenującego biegacza, a teraz uważa się, że kto nie prowadzi sportowego trybu życia, ten musi mieć coś z głową...

– Pierwszy raz tu wystartowałem właściwie przez przypadek, a potem jakoś tak samo poszło – opowiedzial Janusz Lens, przyjaciel pana Piotra, również zawodnik TKKF Kolejarz Bydgoszcz – szkoda, że nie ma już startu w Chełmnie, tamte biegi wspominam z sentymentem... Pan Janusz przyznał, że teraz już się trudniej biega z przyczyn zdrowotnych. Po kłopotach ze zdrowiem ostatnio znów zaczął truchtać trzy tygodnie temu, ale też ma nadzieję na poprawę za rok. Jego marzeniem jest udział w 50. edycji biegu. Warto dodać, że kiedyś obaj panowie biegali dychę w okolicach 35 minut.

Obu dzielnym weteranom życzymy dużo zdrowia i dalszych sukcesów, a wszystkim biegaczom możemy z czystym sumieniem polecić Bieg Warciański. Znakomita organizacja, wyjątkowo szybka trasa i świetne warunki do robienia życiówek!

Kamil Weinberg


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce