Artur Jabłoński obronił tytuł w SGS. Cel – Krynica!

 

Artur Jabłoński obronił tytuł w SGS. Cel – Krynica!


Opublikowane w pon., 27/06/2016 - 15:03

7. Supermaraton Gór Stołowych dla Artura Jabłońskiego. Zawodnik grupy Dream Run powtórzył więc wyczyn z ubiegłego roku, ale trumf nie przyszedł łatwo. Do regulaminowych 50 km dołożył jeszcze 3 km po pomyleniu trasy. Rywalizacji nie ułatwiał też upał.

W 2014 roku w Górach Stołowych, w jednym ze swoich pierwszych startów w ultra zająłeś drugie miejsce, z czasem 4:53.52. Straciłeś zwycięstwo dwa razy gubiąc trasę. Rok później było już lepiej - bez pomyłek i wygrana z czasem 4:44:53. Tym razem było jeszcze ciekawiej – wygrałeś mimo pomyłki (czas 5:18:13)

Artur Jabłoński: W 2014 roku popełniłem kilka błędów. Nie miałem praktycznie żadnego doświadczenia w biegach ultra. Tegoroczny błąd wynikał chyba tylko z głupoty.

Biegłem na drugim miejscu, za zawodnikiem z Czech. Trzymałem się w odległości ok. 200-300 metrów za nim, starając się trzymać go w pewnej odległości i nawet nie próbując dochodzić. Ale... Na trasie było miejsce, które pokonywało się dwa razy. I zamiast pobiec prosto na trzeci punkt odżywczy, obaj skręciliśmy w lewo. Wolontariusz skierował Czecha z powrotem na na drugi bufet, ja niewiele myśląc - pobiegłem za nim.

Później dowiedziałem się, że wolontariusz zapytał zawodnika z Czech czy biegnie tędy po raz pierwszy czy drugi. On chyba zrozumiał, że pytanie dotyczy tego czy jest pierwszy i przytaknął.... Nie mam żalu do organizatorów, bo była strzałka. Może trochę szkoda, że mnie też nie zapytano który raz tamtędy przebiegam.

Kiedy zorientowałeś się, że biegniecie złą trasą?

Chyba już po kilkuset metrach. Był taki fragment, który średnio mi odpowiadał. Biegliśmy przez jeżyny i krzaki. Myślałem, że może nastąpiła jakaś zmiana trasy, korekta w ostatniej chwili. Gdy dobiegliśmy do drugiego punktu ludzie - nieco zdziwieni - pytali nas co my tu robimy. Wytłumaczyliśmy im co się stało. Trzeba było wracać. Napiłem się wody. Na tym 3-kilometrowym odcinku straciłem blisko 21 minut.

Po powrocie na drugi buffet z rywalizacji zrezygnował Czech. Nie kusiło Cię, by zostać na punkcie?

Absolutnie nie. Chciałem powalczyć o jak najwyższe miejsce. Wiedziałem, że pewnie nie będę już pierwszy. W 2014 roku zaprezentowałem się tu na tyle dobrze, że uznano mnie za takiego „moralnego zwycięzcę”. Chciałem znów pokazać się z jak najlepszej strony. Co do Czecha, to widziałem, że jest zmęczony. Od początku przesadzał z tempem. Na punktach brał tylko kubek wody i wybiegał. Gdy go dogoniłem był wyczerpany.

Prowadzenie objąłeś na czwartym punkcie kontrolnym (Parking pod Szczelińcem - 36. km). Trudno było nadrobić to, co straciłeś?

Gdy wróciłem na właściwą trasę, to znalazłem się wśród zawodników z dalszych miejsc. Część osób mnie poznawała i z uśmiechem pytała nawet co ja tu robię. Dostawałem też informacje o tym ile wynosi moja strata. Sądziłem, że jest nie do odrobienia. Trzymałem jednak równe tempo, dobrze pokonywałem podbiegi i zbiegi. Na czwartym puncie odżywczym dogoniłem prowadzącego Piotra Biernawskiego (który tam zakończył zmagania - red). Tam też zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Później bieg to była przyjemność.

Jak radziłeś sobie z upalnymi warunkami? Sobota była najgorętszym dniem w tym roku...

Rok temu na trasie było gorąco, ale tym razem warunki były jeszcze trudniejsze. Pamiętam, że wtedy jakiś chłód dawały drzewa i skały. Tym razem powietrze jakby stało. Było też duszno. Pot lał się ze mnie strasznie. Było też sporo much i musiałem się co chwilę od nich odganiać. Starałem się odpowiednio nawodnić przed biegiem oraz pić napoje izotoniczne w trakcie biegu. Na punktach nie spędzałem dużo czasu, maksymalnie 2-3 minuty. Tyle wystarczyło, by wypić trzy kubki izotonika i napełnić dwa „flaski” po 500 ml. Na dłuższą przerwę i chwilę rozluźnienia pozwoliłem sobie tylko na czwartym punkcie.

Był to Twój pierwszy start w biegu ultra w tym roku. Zawsze narzekasz, że długo dochodzisz do siebie po takich biegach. Jak sytuacja wygląda w tym roku?

Tym razem jest lepiej. Nauczyłem się, że niekoniecznie muszę szaleć na zbiegach. Mam już jakieś hamulce. Oczywiście, ze trzy-cztery dni będę jeszcze się leczył. Najbardziej chyba ucierpiały moje mięśnie czworogłowe. Wszystko przez to, że bardzo rzadko startuję w górach. To był mój pierwszy start od ubiegłorocznego Festiwalu Biegowego w Krynicy Zdroju, gdzie zwyciężyłem na 64 km.

Jak oceniasz imprezę w Pasterce?

Jeśli chodzi o trasę, jest to jeden najtrudniejszych biegów w Polsce. Nie ma tam monotonii. Jest za to mnóstwo korzeni czy schodów. Część osób dociera do półmetka i rezygnuje. To pokazuje jak wymagający jest to bieg. Strasznie lubię klimat tej imprezy, jest tam zawsze gorąca atmosfera. Startowałem w Supermaratonie Gór Stołowych trzy razy i zawsze był upał. Dobrze znam organizatorów i wiem, że to są mili ludzie, zaangażowani w bieganie. Impreza też jednoczy ludzi, można zostać na koncert, napić się piwa, porozmawiać. Ponieważ bieg odbywał się w dniu meczu Polska - Szwajcaria na Euro 2016, to uczestnicy mogli wysłuchać radiowej relacji z tego spotkania. Obejrzeć mecz można było w okolicznych lokalach. Atrakcji nie brakowało.

Jakie są Twoje najbliższe plany startowe?

Chciałbym wystartować w Biegu 7 Dolin na dystansie 100 km. Ale nie mam jeszcze sprecyzowanych planów co do startów, które mogłyby mnie przygotować do tej imprezy. Supermaraton Gór Stołowych był dobrym przetarciem przed Krynicą.

Wyniki - open

1. JABŁOŃSKI ARTUR - 5:18:13
2. STOLARZ PIOTR - 5:27:43 
3. BĘTKOWSKI PIOTR - 5:30:09
4. JANUSZ MAJER - 5:37:57
5. WIŚNIEWSKI PIOTR  5:45:49
6. ŁĘCKA AGNIESZKA - 5:46:52
7. BECZKOWSKI ŁUKASZ - 5:47:51
8. KOŚCIUCZYK-MENDYK MICHAŁ - 5:53:13
9. WINIARSKA KATARZYNA - 5:57:17 
10 OLEK MARCIN - 6:07:53 

Rozmawiał Robert Zakrzewski

fot. facebook Maraton Gór Stołowych


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce