Jaro Bieniecki: "Stać się lepszą wersją siebie"

 

Jaro Bieniecki: "Stać się lepszą wersją siebie"


Opublikowane w pt., 13/05/2016 - 09:38

- Runmageddon to miejsce, w którym można stać się lepszą wersją siebie. Po pierwsze, człowiek musi zdecydować się i podjąć wyzwanie,  po drugie, oprócz sprawności fizycznej trzeba na trasie wykazać się determinacją i siłą charakteru. Po trzecie w końcu, podczas zawodów można w bezinteresowny sposób komuś pomóc, można również tę pomoc uzyskać - mówi Jaro Bieniecki, dyrektor Runmageddonu

Kiedy Rekruci z ostatnich fal przebijali się przez zaporę futbolistów przed metą, a Hardcorowcy i Ultrasi wypoczywali przed swoim startem następnego dnia, udało nam się chwilę porozmawiać z jednym z najbardziej zabieganych ludzi w Myślenicach – Jarem Bienieckim, dyrektorem Runmageddonu. O historii tej imprezy powiedziano już praktycznie wszystko, więc miał to być wywiad stricte sportowy – o nowych dystansach, zawodnikach biorących udział itp. Pod koniec rozmowa zeszła jednak na tematy ogólnoludzkie...

Jaro, powiedz skąd się wziął pomysł na dystans Ultra na Runmageddonie?

Wprowadzenie w tym roku nowych dystansów, czyli Intro (3 km) i Ultra (44 km), jest związane z tym, że stale poszerzamy horyzonty, w których działamy. Teraz otwieramy się też na grupy ludzi, którzy z jednej strony boją się jeszcze klasycznego Runmageddonu w wersji Rekrut. Intro jest akurat taką przymiarką, na którą mogą się zdecydować podejmując nieco mniejsze ryzyko. Wersja Ultra natomiast jest dla ludzi, dla których dopiero dystanse powyżej maratonu są wyzwaniem. Z jednej strony chcieliśmy wciągnąć tych, którzy biegają ultra i chcą spróbować czegoś nowego, a z drugiej dajemy tym, którzy pokonali 2-3 Hardcory możliwość przeżycia czegoś jeszcze bardziej ekstremalnego.

Twoje rzeźnickie korzenie mają tu coś do rzeczy? Ile prawdy jest w tym, że to taka przymiarka do Rzeźnika z przeszkodami? (Taki żarcik rzucony wcześniej przez Pawła Salę, kierownika Górskiego Festiwalu Runmageddonu – przyp. red.)

Nie ukrywam, że nie boję się takich dystansów i jako uczestnik, i jako organizator. W związku z tym, mam świadomość, że się da i że potrafimy to zrobić. Pod tym kątem te korzenie mają jakieś znaczenie. Czy planujemy Rzeźnika z przeszkodami? No nieee, chociaż z drugiej strony, kto wie, co nam strzeli do głowy za jakiś czas... (śmiech).  Ale jestem przekonany, że dystans RMG Ultra jest porównywalny z Rzeźnikiem, jeśli chodzi o zmęczenie. Jako dwukrotny zwycięzca Biegu Rzeźnika mogę to z pełną odpowiedzialnością powiedzieć.

A tak mówiąc językiem handlowców, jaka jest grupa docelowa Runmageddonu Ultra?

Tak jak powiedziałem, z jednej strony to ci, którzy startowali już w paru Hardcorach i szukają nowego wyzwania, a z drugiej biegacze ultra, którzy robią coś jeszcze sportowo, bo ci, którzy startują w RMG to zazwyczaj nie są biegacze, tylko ludzie którzy trenują inne sporty. Tutaj otwieramy się na grupę biegową i sam jestem ciekaw, jak wypadną biegacze ultra, których paru się tutaj pojawiło, na tle ludzi o proweniencji bardziej crossfitowej.

Jak już masz przegląd stawki zawodników, to jakie przewidujesz wyniki tych etatowych wymiataczy z krótszych dystansów przeszkodowych? Jaki procent według Ciebie ukończy pierwszą pętlę Hardcora w 5 godzin, żeby zrobić Ultra?

Na dziś powiedziałbym, że około połowy zawodników wyjdzie na drugą pętlę. Jakbym miał się podjąć typowania czasu zwycięzcy, to bym strzelał w okolice 8 godzin. Podobnie jak na Biegu Rzeźnika naprawdę liczę, że da się w takim czasie to zrobić. Ale równie dobrze może wyjść 10 godzin. Nie pokonałem tej trasy, też się zastanawiam, czy jutro z ultrasami nie przebiec przynajmniej jednego kółka, bo korci mnie ta trasa... (Zwycięzca dotarł do mety w czasie 7:28:34 – przyp. red.)

Myślisz, że taki naprawdę dobry górski ultras jak trochę przytrenuje to ma szansę wskoczyć na pudło w RMG Ultra? Weźmy przykład Kamila Leśniaka na niedawnym Runmageddonie Silesia...

Tak, Kamil na pewno jest już do tego przygotowany, chociaż nawet taki ocierający się o wybitność ultras na RMG Classic wylądował pod koniec pierwszej dziesiątki (dziewiąty; pierwsze 8 miejsc to elita, Kamil biegł w jednej z późniejszych fal i trafiał na korki – przyp. red.). Więc to nie jest takie łatwe przebrnąć przez te błota, kolejne przeszkody i karne burpeesy, to jednak wchodzi w nogi. Jeżeli Kamil Leśniak nie był w stanie znaleźć się na podium, to który z ultrasów jest gotów spróbować? (Dzień później znany górski ultrabiegacz Daniel Stroiński wygrał RMG Ultra, jednak to bardzo wszechstronny zawodnik, znany z ogólnej sprawności, np. trzykrotnie ukończył Selekcję – przyp. red.)

A jeśli chodzi o te skrajne specjalizacje, na bardzo długim dystansie z przeszkodami jak weźmiemy niećwiczącego ogólnorozwojowo biegacza, a z drugiej strony – nazwijmy go umownie – niebiegającego crossfitowca, to któremu jest łatwiej dojść do tego ideału wszechstronnego zawodnika przeszkodowego?

Myślę, że żaden z nich tutaj nie ukończy pierwszej pętli w 5 godzin, więc nie będzie problemu z tym, który z nich wygra na wersji Ultra. Tu trzeba jednak trochę wszechstronności. Na pewno totalne nieprzygotowanie biegowe z mojej perspektywy wyklucza start w Ultra, no ale w Hardcorze pojawiali się ludzie, którzy w ogóle nie trenują biegania, tylko sporty sprawnościowe i siłowe i sobie z tym dystansem radzili, więc kto wie, może zaskoczą mnie też na dystansie Ultra?

Jak już wspominałeś, że jedną pętlę zrobisz, to chcesz kiedyś pokonać całe Ultra?

Po swoim drugim Rzeźniku trochę się zniechęciłem do biegów ultra w charakterze uczestnika. Potem jeszcze pobiegłem jeden maraton pod Kilimandżaro będąc zupełnie nieprzygotowanym w 40-stopniowym upale i chociaż dobiegłem do mety, to tak cierpiałem na trasie, że maratony i ultra na razie zostawiam tym, którzy potrzebują takich wyzwań. Mam już swoje zaliczone. Z drugiej strony wczoraj jeszcze nie mówiłem, że pobiegnę Hardcora, a dziś już zaczynam się myśleć o starcie... (Prezes osiągnął znakomity czas 4 godzin i 18 minut! – przyp. red.)

Jeśli mogę zapytać o konkurencję, bo z własnego doświadczenia mam bardzo ograniczone porównanie... Ile prawdy jest w takim zasłyszanym stwierdzeniu, że wszystko inne to biegi z przeszkodami, a Runmageddon to przeszkody z biegiem?

Jakby to powiedzieć... większość biegów przeszkodowych organizowanych w Polsce jest w takiej bardziej zabawowej formule, one są przede wszystkim po to, żeby się pobawić. Jak najbardziej rozumiem takie motywacje, a nawet popieram. My w takiej formule rozgrywamy Runmageddon Intro. Jeżeli chodzi o dłuższe wersje, to stawiamy na to, żeby było to dla Uczestników solidne wyzwanie. Co prawda mamy przed metą 60-metrową zjeżdżalnię, gdzie się wpada do błota i jest przy tym kupa śmiechu, ale też mamy zaraz po tym czterometrową ścianę, na którą się wchodzi po linach, zaraz po tym przeszkodę lodową, ogniową, prądową i na samych ostatnich 100 metrach mamy osiem przeszkód. Jeśli mamy to porównywać do biegów, gdzie np. na 5 km występuje tych przeszkód 15, to jest to zupełnie inny typ imprezy. Nie umniejszam nic innym Organizatorom – to po prostu inna formuła. Poza tym Runmageddon jest produktem lokalnym, który świetnie się broni przed globalną konkurencją – można to porównać np. z Allegro i eBay – pomimo znacznie skromniejszego budżetu promocyjnego i reklamowego.

Dystansem Ultra Runmageddon przekracza kolejną granicę. To zapytam, co będzie jeszcze dalej?

Przede wszystkim patrzymy spokojnie w przyszłość. Jakość, którą dostarczamy uczestnikom na trasie, chcemy jeszcze poprawiać i wiemy jak to robić. W tym roku rozwinęliśmy też część festiwalową, chcemy zadbać o to, żeby również przed startem i za metą ludzie mieli co robić i chcieli tutaj zostawać z Runmageddonem, bawić się z nami i podtrzymywać tę pozytywną atmosferę, która tu się tworzy. To jest nasze wyzwanie, jeśli chodzi o kraj. Rozwijamy też formułę RMG Games. Docelowo chcielibyśmy, aby stała się dużym hitem telewizyjnym, ale wszystko w swoim czasie. No a poza tym wychodzimy za granicę. Projekt wyjścia do Wielkiej Brytanii jest dla nas potężnym wyzwaniem i motywacją, żeby robić swoją robotę jeszcze lepiej. Jak chcemy być najlepszym biegiem przeszkodowym na świecie, to musimy się mierzyć z najsilniejszą konkurencją, a tam właśnie taka jest.

Chyba jesteście jedyni w swoim rodzaju, że u Was najsilniej rozwinięty jest ten motyw współpracy na trasie, to też ludzi przyciąga?

Bez wątpienia, to jest nasza specyfika i to nadaje Runmageddonowi charakter. Mówię, że Runmageddon to miejsce, w którym można stać się lepszą wersją siebie. Po pierwsze, człowiek musi zdecydować się i podjąć wyzwanie – to jest pierwszy plus, bo nie w każdej sytuacji w życiu te wyzwania podejmujemy. Po drugie, oprócz sprawności trzeba na trasie wykazać się determinacją i siłą charakteru, żeby dotrzeć do mety. A po trzecie w bezinteresowny sposób można komuś pomóc, można również tę pomoc uzyskać. To też nie zawsze jest naturalne dla nas, żeby pomagać innym i korzystać z ich pomocy, a tutaj to się dzieje. W tych trzech aspektach każdy staje się lepszą wersją siebie. Ile z tego zostawi na trasie i wróci do starych nawyków po powrocie do domu, a na ile będzie chciał w tym wytrwać w życiu, to już jego decyzja. Ale zawsze ma szansę pozostać kimś lepszym.

Ładnie powiedziane. „Wiele słabych nici razem, jedna silna lina” – ten ostatni kawałek Luxtorpedy cały czas brzmiał mi w głowie podczas pokonywania myślenickiej pętli... To na zakończenie nasuwa się pytanie, jak to się dzieje, że taka wielka machina logistyczna działa tak sprawnie? Analogia do współpracy zawodników na trasie nasuwa się sama...

To prawda. Cały Runmageddon posuwa się tak szybko do przodu dzięki grupie cholernie zaangażowanych osób. W szczególności, nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy, gdyby nie Marek Podgórski, Dyrektor Operacyjny Runmageddonu, zespół Liderów oraz kilkudziesięcioosobowa ekipa Runmageddonu, którzy zapewniają, że moje ułańskie wizjonerskie szarże zamieniają się w fakty. Przy tej okazji wielkie  podziękowania dla wszystkich osób zaangażowanych w tworzenie Runmageddonu przez ostatnie 2 i pół roku.

Rozmawiał Kamil Weinberg


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce