Najszybsze bliźniaczki w Polsce: „Zawsze się motywujemy i dopingujemy”

 

Najszybsze bliźniaczki w Polsce: „Zawsze się motywujemy i dopingujemy”


Opublikowane w pt., 05/02/2016 - 11:30

Miały pchać kulę, a zostały biegaczkami. I to jakimi! Od kilku lat są chyba najszybszymi bliźniaczkami w Polsce. W ostatni weekend podczas 11. Bieg Wedla jedna zwyciężyła na krótszym, a druga na dłuższym dystansie. Zabiegane siostry Joanna i Edyta Rybackie (ActionTwins) opowiedziały nam o swoich początkach sportowych w klubie MKS Hermes Gryfino, wielkim powrocie na biegowe trasy oraz o blogu, który prowadzą od grudnia ubiegłego roku.     

Z lekkoatletyką jesteście związane od ponad 15 lat. Jak to się wszystko zaczęło? 

Joanna: To, że zaczęłyśmy uprawiać lekkoatletykę to zupełny przypadek. Odkąd pamiętamy zawsze byłyśmy aktywne. Na początku był tenis ziemny, potem piłka ręczna oraz koszykówka. Chciałyśmy jednak spróbować czegoś innego. Szczęśliwie padło na biegi. Nasze początki nie były jednak łatwe. Budową nie przypominałyśmy bowiem biegaczek. Nasz trener nam sugerował konkurencje techniczne w tym pchnięcie kulą (śmiech). My jednak chciałyśmy biegać. Pokazałyśmy, więc charakter i zawziętość. To nas zaprowadziło do startów na bieżni, biegów przełajowych, a później biegów ulicznych. 

Jaki był więc wasz ulubiony dystans?

Edyta: Startowałam w biegach średnich i długich (rekord na 5000 m to 18:04.95 – 2009 r. - red). Lubiłam też przełaje. Zawsze dobrze czułam się na podbiegach i górkach. Nie lubiłam natomiast tempowych treningów, które zawsze kosztowały mnie dużo wysiłku. Natomiast podczas biegów przełajowych czułam się jak ryba w wodzie. Później przyszedł czas na biegi uliczne, półmaraton (1,23,15 – Szczecin 2011) i maraton ( 3:00:39 – Poznań 2011). 

Joanna: Moją konkurencją były biegi z przeszkodami. W imprezach ogólnopolskich startowałam na 1500m (5:06:52, 2004), 2000m (6:53;29, 2005) i 3000 m (10:44;29, 2008) Można powiedzieć, że z sukcesami, bo z reguły byłam sklasyfikowana w pierwszej „szóstce” w kraju.

Starałyście sobie pomagać w początkach kariery sportowej czy jednak konkurowałyście? 

Joanna: Nazwałabym to siostrzaną rywalizacją. To się przekładało na sport jak i na życie prywatne. Zawsze jednak się motywowałyśmy i dopingowałyśmy. Tak jest do dziś. 

Trenerzy na początku mieli problemy z rozróżnieniem was? Nie próbowałyście wykorzystywać różnych sztuczek i np. Edyta wystartowała kiedyś za Joannę, lub na odwrót?

Edyta: Na pierwszy rzut oka jesteśmy jak dwie krople wody, jednak starałyśmy się tego za bardzo nie wykorzystywać. Natomiast okazjonalnie, w sytuacjach „podbramkowych” zdarzały się nam małe podmianki, jednak były to pojedyncze sytuacje (śmiech). Mam przewagę nad Joanną – jestem starsza o całe 5 minut. 

Czy w przeszłości miałyście jakiś sportowych idoli lub idolki? Zamiast plakatów ulubionych zespołów np. w pokojach wisiało zdjęcie Pauli Radcliffe?

Edyta: Śledziłyśmy najważniejsze imprezy, ale wzorowałyśmy się na krajowej czołówce. Wiedziałyśmy ile Ci zawodnicy wylewają potu na treningach. Zawsze tych lekkoatletów darzyłyśmy największym szacunkiem. 
 
Joanna: Cenimy wszystkich sportowców, bo wiemy ile czasu i wysiłku poświęcają w to co robią. Zawsze obracałyśmy się w kręgu biegaczy:  Marcin Lewandowski czy Renata Pliś, to nasi towarzysze z obozów kadrowych z którymi swego czasu trenowałyśmy.  

Kiedy zakończyła się wasza profesjonalna przygoda z lekką atletyką? 

Joanna: W momencie pójścia na studia zmieniły się priorytety. Przeniosłam się z Gryfina do Wrocławia. Tam zaczęłam edukację na AWF na wydziale Fizjoterapii. Dziś to jest moja profesja. Biegi jednak zawsze nam towarzyszyły. Nigdy całkowicie nie odcięłyśmy od biegania, zmniejszyła się tylko ich intensywność i częstotliwość. Teraz planujemy wielki powrót. 

Edyta: Ja na studiach byłam bardziej aktywna od siostry, starałam się łączyć naukę z trenowaniem i bieganiem. Przez okres studiów (Zachodniopomorski Uniwersytet Ekonomiczny w Szczecinie -red ) reprezentowałam swoją uczelnię na Akademickich Mistrzostwach Polski w biegach przełajowych oraz na bieżni (z całkiem dobrymi rezultatami). Później przyszły biegi uliczne i przygotowania do półmaratonu i maratonu. Z powodu kontuzji nerwu kulszowego przez 2-3 lata nie miałam możliwości poważniejszego trenowania i ścigania. Biegałam już tylko dla samej siebie i utrzymania kondycji i dobrego samopoczucia. Staram się powoli wrócic do dawnej formy, póki co zdrowie dopisuje i mam nadzieję, że to dobra wróżba na przyszłość. Aktualnie staramy się naszą pasją i  doświadczeniami dzielić z innymi poprzez naszego bloga i fanpaga. 

Polecamy również:


Cofnij
Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce