Patrycja Bereznowska: „Ultra jest łatwe, bo...”

 

Patrycja Bereznowska: „Ultra jest łatwe, bo...”


Opublikowane w ndz., 15/11/2015 - 07:10

Patrycja Bereznowska, mistrzyni i rekordzistka Polski, a także wicemistrzyni Europy i piąta zawodniczka MŚ w biegu 24-godzinnym, w niedzielę 8 listopada zadebiutowała w biegu 100 km. I od razu ustanowiła rekord Polski, zwyciężając w klasyfikacji open imprezy pn. MarathonPlus Centennial 50 & 100. Opowiedziała nam szczegółowo o tym starcie. I nie tylko... 

W minioną niedzielę, ustanowiła pani nowy rekord Polski w biegu 100-kilometrowym. Dlaczego wybrała pani start w kameralnej imprezie w Deventer?

Patrycja Bereznowska: Od dawna myślałam, żeby wziąć udział w biegu 100-kilometrowym, ale w Polsce odbywa się właściwie jeden taki uliczny i płaski bieg, w Kaliszu. Jego termin nigdy mi nie pasował, bo z reguły odbywał się zbyt blisko mistrzostw Polski. W tym roku termin się zmienił i od razu pojawiła się taka myśl, że chętnie bym pobiegła. Ale mieliśmy z mężem inne plany. Chcieliśmy wyjechać gdzieś na weekend i nadrobić moje urodziny, których nie mogliśmy obchodzić wspólnie. Przy okazji chciałam połączyć weekend ze startem w jakiejś setce. Szukaliśmy i znaleźliśmy ten bieg. Odbywał się zaledwie 100 km od Amsterdamu, a do tego miał być rozegrany na bieżni. To była dodatkowa atrakcja, bo nigdy nie biegłam żadnego ultra na stadionie.

I jak się biega ultra na stadionie?

Trudność biegania na bieżni polegała na tym, że musiałam pilnować toru lub biec zygzakiem, żeby wszystkich wyprzedzać. Na bieżni 400-metrowej to już te 30, 40 osób stanowi tłum, a przy takim biegu wcale nie jest powiedziane, że trzeba wyprzedzać po zewnętrznej. Co godzinę jest też zmiana kierunku, co jest dodatkową niewygodą. Trzeba pobiec wokół pachołka i przepuszczać tych, którzy biegną z naprzeciwka. Oczywiście sporo ułatwiały zasady - organizatorzy zabronili np. biegania obok siebie i blokowania innych.

W jakich warunkach odbywał się ten bieg?

Według prognozy pogody miało być przyjemnie i jesiennie. W rzeczywistości od czwartku przez cały czas padało. W efekcie zanim stanęłam na starcie, byłam już przeziębiona. Trochę mnie to zmartwiło, bo katar i ból gardła nie pozostaje bez wpływu na formę. Nigdy wcześniej nie startowałam aż tak przeziębiona. Dzień przed startem, już w samym Deventer, po prostu paskudnie lało. Na szczęście w dniu biegu, chociaż było szaro i mgliście, to jednak nie padało. Bieżnia była nasiąknięta wodą. Słychać było charakterystyczne „klap, klap” przy każdym kroku. Przynajmniej temperatura była optymalna.

Czy przed startem wiedziała pani o rekordzie Dominiki Stelmach w Kaliszu?

Miałam wieczorem przed startem informację, że jest nowy rekord i że teraz wynosi on nie 8h37, a 8h01. To oznaczało, że muszę pobiec szybciej niż Dominika, a ona nie biegła wolno.

Bieg był dla mnie jedną wielką niewiadomą. Inny dystans, a więc trochę inny rodzaj biegu, bieżnia i przeziębienie. Zupełnie nie wiedziałam, jak to będzie. Wyzwaniem było utrzymanie tempa, bo coś tam się chwilowo zepsuło i przez jakiś czas nie były wyświetlane wyniki. Wiedziałam, że jedno okrążenie muszę pobiec w tempie minuta i 55 sekund, ale po kilkudziesięciu krążeniach łatwo stracić rachubę, czy średnia wypada mniej, czy więcej. To było odrobinę frustrujące. Na szczęście, gdy do końca zostało mi już 20 okrążeń, znowu zaczęły się wyświetlać wyniki. Skorygowałam, przeliczyłam i okazało się, że muszę minimalnie przyspieszyć i że rekord jest możliwy.

Wygrała pani nie tylko z kobietami, ale również w klasyfikacji open. Jak zareagowali rywale?

Gdy zaczynaliśmy, to nie było widać różnicy między nami. Na bieżni biegali również zawodnicy z pięćdziesiątki, chociaż przyznaję, że tylko dwóch z nich biegało szybciej ode mnie (śmiech). Wszyscy mi kibicowali, a pod koniec, gdy wytłumaczyliśmy organizatorom, że rekord Polski jest w zasięgu moich możliwości, wzbudziło to dużą sympatię wśród zawodników. Panowie nie okazywali żadnego niezadowolenia z faktu, że wyprzedza ich niepozorna kobieta. Gratulowali mi i zachęcali do walki.

Najważniejsze starty sezonu są już za panią? Jak pani ocenia ten sezon?

To był bardzo udany sezon. Na początku sezonu, gdybym miała powiedzieć, co planuję osiągnąć i zdobyć, to nie wiem, czy wymieniłabym 1/3 tego, co się wydarzyło. Bardzo się cieszę z takich wyników, ale najbardziej mnie cieszy to, że po wielu startach, jeszcze nie osiągnęłam swojego maksimum. Wciąż mi się to podoba, wciąż mi się chce i wciąż mam energię. Sezon był długi i trudny, a jednak mnie nie zmęczył. Czekam na nowe wyzwania i nie mogę się już doczekać następnego sezonu.

A co planuje pani pobiec w 2016 roku?

Trudno mi mówić o planach. Pomysły i chęci mam, ale określić się jeszcze nie mogę. Te rzeczy, które mnie interesują, nie są jeszcze ujęte w kalendarzu. Marzy mi się poprawienie wyniku w biegu 12-godzinnym, ale jeszcze nie wiadomo, kiedy ten bieg będzie, ani kiedy będą Mistrzostwa Polski. Myślę też o Spartathlonie, ale ten start zależy od tego, czy znajdę wparcie finansowe. Wszystkie moje starty finansuję sama i wykorzystuję urlop, żeby wziąć udział w jakiejś imprezie. Na pewno jednak moją domeną pozostaną biegi 12 i 24-godzinne.

Wspomniała pani o urlopach. Ma pani wyjątkową pracę związaną z końmi. Na czym ona polega?

Jestem instruktorem jazdy konnej oraz zajmuję się trenowaniem koni do jazdy wierzchowej, rekreacyjnej. Mam też wykształcenie w tym kierunku, ukończyłam hodowlę koni i jeździectwo.

Czy w jeździe konnej też odnosi pani takie sukcesy jak w bieganiu?

Jestem Wicemistrzynią Polski w rajdach długodystansowych. To takie wyścigi ultra na dystansie 160 km. Startowałam w nich, gdy jeszcze miałam własnego konia. Potem mój koń skończył karierę sportową, a ja próbowałam startować na koniach innych ludzi, ale było to dla mnie bardzo trudne psychicznie.

Te wyścigi naprawdę można porównać do biegów ultra, różnica jest jednak taka, że to jeździec decyduje za konia, jak szybko i jak daleko ma biec. Ja kocham konie i trudno mi było od nich wymagać. Zawsze zadawałam sobie pytanie, czy ja nie jadę za szybko, czy koń nie jest za bardzo zmęczony, czy to się nie odbije na jego zdrowiu. Chyba mogę powiedzieć, że z tego powodu trafiłam do biegów ultra. Wszystkim powtarzam, że to jest strasznie łatwe, bo tutaj w ogóle nie muszę się martwić o konia (śmiech).

Nadal jednak startuje pani konno?

Jeśli mam okazję to tak, ale na krótszych dystansach. Ten sport się zmienia, pojawiły się w nim ogromne pieniądze i czasem wygrana liczy się bardziej niż koń. To mi nie odpowiada.

Rozmawiała Ilona Berezowska

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce