Piotr Łobodziński: „Celuję w mistrzostwa świata”

 

Piotr Łobodziński: „Celuję w mistrzostwa świata”


Opublikowane w wt., 23/12/2014 - 11:41

Da się wyżyć z biegania po schodach?

Nie w stu procentach, ale na pewno jest to miły dodatek do domowego budżetu. Będąc jednym z najlepszych na świecie już nie dokładam do tego sportu. Jestem zapraszany na zawody, organizatorzy fundują mi bilety, zapewniają hotel lub dostaję zwrot ponoszonych kosztów.

Sponsorzy też zaczęli pana zauważać? Dostał pan ostatnio wypasiony zegarek Timexa.

Tak, ale sam musiałem o to zadbać. Wystąpiłem do firmy z prośbą o taki zegarek, zaoferowałem, że się nim pochwalę na swoim fanpage'u na Facebooku. To nie jest tak, że sponsorzy sami do mnie dzwonią. Trzeba samemu szukać szans. Takie są polskie realia, niestety.

Czy ta dyscyplina ma szansę trafić na igrzyska olimpijskie?

Nie sądzę. Zresztą Międzynarodowy Komitet Olimpijski stara się ograniczać liczbę dyscyplin lekkoatletycznych. Wyczytałem, że chcą usunąć pchnięcie kulą. Ale kto wie? To dość wymierny sport. Na pewno dużo bardziej niż łyżwiarstwo figurowe czy skoki narciarskie, gdzie decydują sędziowie. Tu wygrywa najsilniejszy. Ale też każdy budynek jest inny. Za każdym razem byłby inny dystans. Raczej nie widzę, żeby walka o medale olimpijskie trafiła na schody. Widzę jednak szansę na rozwój tej dyscypliny. Coraz więcej ludzi biega i szuka nowych wyzwań, czegoś innego niż biegania maratonu czy półmaratonu po ulicy.

Buduje się też sporo wieżowców.

Tak. Warto, żeby organizowano więcej zawodów w tej dyscyplinie. Warto brać przykład ze Stanów Zjednoczonych. Rocznie organizuje się około 200 biegów, a połowa ma miejsce w USA. Warunki są tam niesamowite. W Nowym Jorku czy Chicago nie brakuje wieżowców, które mają po 300 metrów. Rośnie też świadomość zdrowotna ludzi, szukają nowych wyzwań - to szansa dla towerrunningu.

Konkurencja na klatkach schodowych jest silna?

Rośnie wraz rozwojem dyscypliny. Kiedyś był w zasadzie tylko Niemiec Thomas Dold, który siedem razy z rzędu wygrał na Empire State Building. Teraz na jego poziomie biegam także ja i jeszcze dwóch Australijczyków. Na najwyższym światowym poziomie jest około 4-5 zawodników. Znamy się szanujemy, spotykamy na zawodach, walczymy.

Oni też już pana znają, wiedzą na co pana stać.

Tak, spotykamy się, znamy swoje rezultaty, możliwości. Bardziej klarowna sytuacja jest w odmianie kobiecej, bo jest w zasadzie tylko jedno zawodniczka - Australijka Suzy Walsham, która ma ogromną przewagę nad rywalkami. Emocje są tylko jak walczy z Andreą Maier, mistrzynią świata w biegach górskich. Austriaczka grzeje rywalkę niemiłosiernie, ale rzadko startuje na schodach, dwa-trzy razy w roku. To trochę dziwne, bo jest świetna, wygrała w tym roku Mistrzostwa Europy, w Nowym Jorku i Taipei ma rekord trasy.

Tego Thomasa Dolda to często pan przegania. Ostatnio w październiku w Sao Paulo.

Tak, we wrześniu w Pekinie też. Miesiąc po moim debiucie w 2011 roku pojechałem do Berlina i wtedy on był na topie, a przegrałem z nim o pół sekundy tylko w takim biegu na 40 pięter. Byłem dumny, że tak mało straciłem do mistrza. Potem z nim przegrywałem, ale w tym roku już jestem górą. Nasz bilans to chyba jest 4:4 jak dotychczas.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce