Iron Run na Jaworzynie: Trzyma ich już tylko adrenalina

 

Iron Run na Jaworzynie: Trzyma ich już tylko adrenalina


Opublikowane w ndz., 10/09/2017 - 15:52

Pół godziny po Biegu na Jaworzynę, na jego trasę ruszyli zawodnicy Iron Run. Wypuszczani ze startu indywidualnego mieli ostatnią szansę na nadrobienie chociaż kilku sekund straty do rywali, ale… niewielu z niej skorzystało. W ósmym starcie rywalizacji, po ponad 140 km, które pokonali, w większości nie mieli już siły biec. Jedynie liderzy włożyli ostatki sił w utrzymanie przewagi.

Na szczycie Jaworzyny większość słaniała się na nogach. Walczyli ze skurczami, mniejszymi lub większymi urazami, drżącymi ze zmęczenia nogami i problemami żołądkowymi. Chociaż brzmi to niewiarygodnie, wszyscy się przy tym uśmiechali, twierdząc jednomyślnie, że to niesamowicie podoba im się to szaleństwo.

– Co mnie boli? Łatwiej wymienić co nie boli, ale jest taki power wewnątrz, że masakra. Będę dopiero jutro albo pojutrze myślał co zrobiłem ze swoim organizmem – śmiał się Paweł Bułeczka. – To już był bieg na zarżnięcie. W sumie to… super sprawa. Cudownie być tutaj u góry!

Z wymienieniem części ciała, które nie bolą nie miała najmniejszego problemu Paulina Prugar-Fukowska: - Głowa mnie aktualnie nie boli – powiedziała krótko. – Poza tym nie ma takiej części ciała, która nie boli. Brzuch mam taki, jakby ktoś wyssał ze mnie wszystko, nogi… nawet nie wspomnę. Trzyma mnie już tylko adrenalina.

– Wszystko boli, ale ogólnie jest dobrze – potwierdzał Grzegorz Rycyk. – Trasa w sam raz na dobitkę, ale szczęście krótka. To już nie bieganie, ale chodzenie. Jeżeli ktoś miał mało straty do dobrego miejsca to musiał pocisnąć, ja już nie musiałem na szczęście.

Nie walczył tez Michał Majkowski, który po drodze podziwiał widoki: – Biegło się pod górę tak samo, jak w dowolnym innym momencie, tylko wolniej. Tu pod górę już nie walczyłem, napierałam po prostu. Ale to dobrze, bo dzięki temu bardziej skorzystałem z widoków. Jest pięknie!

Przez całą trasę twardo biegł lider rywalizacji Artur Jednrych. Chociaż uzbierał już kilka minut przewagi, na podbiegu na Jaworzynę pilnował każdej sekundy: – Wiadomo, to bieg pościgowy, więc ktoś może dogonić. Ta przewaga na starcie to tylko 3 minuty. Kolega za mną wygrał rok temu, jest bardzo mocny, więc musiałem się pilnować – tłumaczył. – Ale po 64 km i maratonie, Bieg na Jaworzynę to już przyjemność. Wiemy, że nie będzie gorzej. Siły jeszcze mam – zapewnił i na dowód zademonstrował kilka przysiadów. – Gdyby trzeba pobiec dziesiąty bieg, to bez problemu. Może nie kolejne 64 km, ale krótszy na pewno.

Tymczasem przed zawodnikami jeszcze ostatni akcent rywalizacji, czyli bieg na dystansie 1 km. Choć wszystko wskazuje na to, że tym razem rywalizacji już nie będzie, bo zgodnie z tradycją pobiegną ten dystans wspólnie.

KM

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce