Mezo na FSZP: Festiwal to spełnienie marzeń!

 

Mezo na FSZP: Festiwal to spełnienie marzeń!


Opublikowane w pon., 12/09/2016 - 09:26

„Wciąż walczę, bo mam w sobie muzykę, sport i motywację” – śpiewa w jednym ze swoich utworów Jacek Mezo Mejer. Bieganie łączy z karierą muzyczną, bo jedno i drugie jest mu niezbędne do życia. Swoim życiowym motto „Muzyka, sport, motywacja” podzielił się z uczestnikami Forum Sport Zdrowie Pieniądze.

– Ten Festiwal to jest spełnienie moich marzeń! Tu jest wszystko, co kocham: muzyka, dużo sportu i motywacja, którą ma tutaj tyle osób walczących o dobre wyniki – mówił na początku Mezo, zachwycając się klimatem biegowych spotkań. Prosto z Forum wybierał się na start jednego z biegów a później na własny występ muzyczny. Wieczorem miał zagrać w katowickim Spodku.

Część spotkania artysta poświęcił na przybliżenie słuchaczom samego siebie: opowiedział o swoim dorobku, zespole, z którym pracuje, koncertach i codziennej pracy. Jak zaznaczył, chciał się podzielić tym, czym żyje, bo nie każdy musi go znać. Dopiero później przeszedł do opowieści o bieganiu. I to nie byle jakim. Mezo złamał w maratonie 3 godziny i… mierzy jeszcze wyżej!

– Swoją przygodę z bieganiem zacząłem od maratonu, mimo tego, że wcześniej nie przebiegłem nawet 10 km. To był maraton na partyzanta w 2002 roku – przyznał. – Później poznałem takiego jegomościa Marcina Nagórka, który, z wielką niechęcią, ale ostatecznie zgodził się zostać moim trenerem – opowiadał ze śmiechem, wspominając, że trener początkowo studził zapały Mezo do bicia wyśrubowanych rekordów.

Muzyk opowiedział o swoich przygotowaniach do startów. Trenuje 3-4 razy w tygodniu a uzupełnieniem biegania jest tenis. Mezo jest obecnym Mistrzem Polski Artystów w tenisie!

– Jestem typem szybkościowca, nie wytrzymałościowca, więc moje treningi są pod kątem szybkości. Teraz celuję w złamanie 2h50' w Poznaniu. Zrobiłem może dwa, trzy wybiegania, ale tak robię krótkie, mocne treningi. W maratonie chcę startować ze świeżości. Próba treningów wytrzymałościowych sprowadziła mnie do parteru – przyznał Mezo. Zaznaczył też, że jesienne starty są zawsze najtrudniejsze bo przypadają po letnim okresie wyjazdów i koncertów, kiedy trudno znaleźć czas na regularne treningi i regenerację.

– Kiedy złamałem trójkę, wydawało mi się, że teraz będę już biegaczem absolutnie spełnionym. Trzeba popracować, żeby taki wynik osiągnąć. Kiedy się udało, dwa tygodnie imprezowałem… Ale potem poczułem taką pustkę. Zadzwoniłem do Marcina i powiedziałem: Co ty na to, żebyśmy trenowali dalej? On się zgodził. Zadzwonił do mnie dopiero, kiedy gdzieś wyczytał, że chcę pobiec poniżej 2:30. Powiedział, że mam się puknąć w głowę – mówił ze śmiechem Mezo a błysk w oczach zdradzał, że szalonych planów wcale nie porzucił.

KM


Polecamy również:


Cofnij
Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce