Marek Wikiera przebiegł linię brzegową Bałtyku. "Pamiętajmy o krwiodawstwie"

 

Marek Wikiera przebiegł linię brzegową Bałtyku. "Pamiętajmy o krwiodawstwie"


Opublikowane w sob., 27/08/2016 - 10:19

Pańskie bieganie robi piorunujące wrażenie...

Chodziłem na siłownię, gdy przestałem się mieścić w rozmiarach XL mój przyjaciel namówił mnie na bieganie. To był jakiś 2008 roku. Byliśmy razem na kilku treningach, on odpuścił a ja sam zostałem z tym bieganiem. Ponieważ staram się maksymalnie realizować to czego się podejmę, więc tak zostało. Najpierw chciałem tylko zrzucić parę kilogramów, i tak od treningu do treningu, potem jakieś zawody. W 2012 roku zacząłem przygotowania do Maratonu Piasków.
 
Zwykle dojrzewanie do takich zawodów trwa dłużej.

Faktycznie, chyba przeskoczyłem pewien etap. Rozsądniej byłoby to robić wolniej, ale poszło.
 
Dlaczego jak innym nie wystarczają panu zwykłe imprezy biegowe - piątki, dziesiątki, tylko wziął się pan za ultramaratony?

Czuję się dobrze w imprezach wytrzymałościowych. Oczywiście biegam piątki, dziesiątki, zwracam uwagę na czasy, ale czuję, że teraz jest mój moment na zrobienie czegoś wyjątkowego i staram się tego nie odpuszczać.
 
Czyli to nie hobby tylko chęć wyciśnięcia życia jak cytryna?

Po części tak. Do tego ja kocham słodycze, piwo. Nie mogę w ilościach w jakich bym chciał móc z nich korzystać, ale trenując ciężko mogę z tych drobnych przyjemności częściej korzystać niż inni biegacze.
 
To dobra dyspensa.

Tak, kiedy mam dłuższe wybieganie to mogę sobie potem trochę pofolgować.
 
Uzależnił się pan od adrenaliny, czy całe to ekstremalne bieganie to wymówka, żeby połasuchować?

Bardziej od endorfin, które pojawiają się po pokonaniu pewnego dystansu czy na mecie. Tym więcej się ich wydziela im trudniejsze są zawody. Na przykład Beskidy Ultra Trail, który przebiegłem w 2013 roku. To było 55 i pół godziny bez spania. Z samego biegu niewiele pamiętam, duża część to biała plama, natomiast pamiętam do dziś tę satysfakcję. I potężne doświadczenie z tamtego biegu, które procentowało podczas mojej rywalizacji w 4 Deserts.


 
Takie bieganie uczy też pokory.

Jak najbardziej, ale uczy też wielu innych elementów, np. właściwej logistyki, zabezpieczenia całego przedsięwzięcia. Ja uważam, że ekstremalne imprezy biegowe pokonuje się w jednej trzeciej dzięki właściwemu treningowi, w jednej trzeciej głowa i psychika i jednej trzeciej logistyką. Wszystkie elementy są równie ważne. W przypadku logistyki jeden element może zepsuć wszystko. Pamiętam, że przed Maratonem Piasków stwierdziłem, że nie będę brał bielizny, zbędnego balastu, bo przecież mam obcisłe spodenki. Jak obtarłem sobie pachwinę to zrozumiałem, że jednak pewne rzeczy po prostu trzeba przygotować.
 
Trening - wiadomo, jak pod podchodzi do biegania z psychiką?

Wiem, że trening przygotuje mnie do startu, ale na trasie musi być mocna głowa. Często stosuje wizualizacje, wyobrażam sobie metę, medal zawieszony. Wyobrażam sobie tę radość, że już się ukończyło. Poza tym dzielę bieg na etapy, nie że mam do pokonania 80 kilometrów, tylko liczę punkty kontrolne, 7, 5 i coraz bliżej do mety. Wtedy biegnie się z trochę innym nastawieniem.
 
Motywem przewodnim ultramaratończyków jest walka z samym sobą i swoimi słabościami. U pana również, czy jednak to gonienie endorfin?

Walka jest jak najbardziej ważna, ale dla mnie liczą się też nowe wyzwania. Stąd też pomysł przebiegnięcia w tydzień ponad 500 kilometrów. Pamiętam to uczucie pustki, które miałem gdy wróciłem do domu po Maratonie Piasków. Robiłem potem Runmageddony i inne biegi, ale dopiero szalony pomysł z 4 Deserts dał mi coś czego potrzebowałem. Ten cykl zabierał bardzo dużo czasu, dlatego obiecałem żonie, że w kolejnym roku, czyli ubiegłym nie będzie żadnych wyjazdów zagranicznych. Śmiałem się, że żona wprowadziła mi zakaz opuszczania kraju. Ale jak ona poświęciła dla mnie jeden rok, do ja dla niej poświęcę kolejny.
 
Walka biegacza toczy się na wielu płaszczyznach. Pan musi wyjątkowo lubić ten stan, skoro biega pan a dodatkowo przecież jako przedsiębiorca musi walczyć z urzędami.

Bieganie, w ogóle aktywność fizyczna, to dla wielu przedsiębiorców odskocznia od tej walki z urzędem skarbowym czy ZUS-em. Z drugiej strony ta walka z samym sobą na trasie pomaga w tych innych naszych bieżących walkach. Sport, treningi cztery, czy pięć razy w tygodniu, uczą nie tylko walki czy takiej zadziorności, ale też organizacji. Trzeba być maksymalnie skoncentrowanym i pamiętać o wielu rzeczach - o nawadnianiu, tabletkach solnych i tak dalej i tak dalej.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce