Harpagan, Skorpion, Kierat, Dymno, Nocna Masakra... A może ultra z kompasem?!

 

Harpagan, Skorpion, Kierat, Dymno, Nocna Masakra... A może ultra z kompasem?!


Opublikowane w wt., 25/10/2016 - 08:58

Zawodnicy

Piesze maratony na orientację to imprezy, na które zjeżdżają się ludzie z różnych środowisk. Część to piechurzy – miłośnicy gór, map, turystyki. Nie są szybcy, ale zwykle dobrze radzą sobie z mapą. Inna grupa to miłośnicy wojska i survivalu. Ci chcą się sprawdzić, chcą walczyć z własnymi słabościami. To często młodzi chłopcy poubierani w stylu militarnym, mają wysokie morale, duże serce do walki, ale doświadczenia w nawigacji i wytrenowania do biegu w ultra dystansie zwykle niewiele. Ostatnia grupa to biegacze. Ich główną bronią jest przygotowanie kondycyjne. To z nich zwykle wywodzą się zwycięzcy, którzy wbiegają na metę w 11-13 godzin od startu w przypadku imprezy łatwiejszej lub w 14-16 godzin w przypadku trudniejszej.

- Eee.., słabe czasy. Chyba przyjadę sobie na taką setkę, pobiegnę, pokaże im jak się biega. Przecież zrobiłem Bieg 7 Dolin w 14 godzin. I to po górach! Co to dla mnie – myślisz sobie. Hola, hola bratku, nie tak szybko. Możesz mieć mocną łydkę, ale bez doświadczenia w nawigacji, obycia z mapą i kompasem niewiele ci to da. Na pierwszym trudniejszym punkcie w lesie tak się pogubisz, że będziesz go szukał w godzinę, po czym sfrustrowany wsiądziesz do jakiegoś „tramwaju”. Samo bieganie na niewiele się tu zda, choć przygotowanie kondycyjne jest z pewnością dużym atutem.

Sami zawodnicy wygrywający piesze maratony na orientację nie są tak znani i tak wytrenowani jak zwycięscy będących obecnie na topie górskich biegów ultra. Orienterskie maratony są zdecydowanie bardziej niszowe. Aby liczyć na wygraną w górskim ultra trzeba być zawodnikiem na poziomie powiedzmy około 2:30-2:40 w maratonie. Średnio. Piesze maratony na orientację wygrywają zawodnicy będący biegowo o klasę niżej, powiedzmy tak 2:50-3:00 w maratonie. Muszą oni jednak – co już podkreślałem – posiadać obycie z mapą i kompasem.

Z ultramaratonów na orientację wywodzi się sporo ludzi znanych dziś z biegów górskich. Kompas i mapa nie są obce na przykład dla Pawła Dybka, który kiedyś orienterskie ultra wygrywał kręcąc świetne czasy po czym przeniósł się na górskie biegi liniowe. Także Krzysiek Dołęgowski, redaktor i współautor bardzo dobrze przyjętej książki „Szczęśliwi biegają ultra” startował w zawodach z kompasem, upodobał sobie „Kierat” i kilka razy wygrał. Parę lat temu statuetki zwycięzców rozdzielał pomiędzy siebie triumwirat: Maciej Więcek, Michał Jędroszkowiak i Andrzej Buchajewicz. Ostatnio większość z nich, z różnych powodów już nie startuje co daje możliwość wiktorii dla nowych twarzy ultra-orienteringu.

Meta!

Jest godzina 10 rano w sobotę. Mam około 100 kilometrów w nogach. Oficjalnie to pewnie 90, ale z moim błądzeniem, z nadkładaniem drogi okrężnymi wariantami myślę, że ze sto już zrobiłem jak nic. Ostatni przelot do mety w Człuchowie. Prosty nawigacyjnie – z tego się cieszę – ale nudny: po asfalcie i w odkrytym terenie. Nic, nie ma wyjścia. Obsługa punktu daje mi prawie zerowe szanse na dogonienie czwartego, ale próbuję. Trzeba też uważać, aby mnie ktoś nie dogonił.

Truchtam asfaltem ostatnie kilometry. Wiatr dmucha z naprzeciwka, mam wrażenie, że nadyma mi kaptur na głowie, co daje wrażenie, jakbym ciągnął żagiel. Jeszcze teren wznosi się lekko pod górkę. Nie bardzo mam już siły, ale to już końcówka. Muszę jednak zrobić na chwilę przerwę na marsz. Choćby po to, aby pogłaskać pieska, który wybiegł z pobliskiego gospodarstwa. Merda przyjaźnie ogonem a to znak, że chyba nie zamierza posmakować mojej łydki. Dobrze wyczułem: chwila zabawy z przyjaznym kundelkiem, odpoczynek i truchtam dalej. Już do końca.

Na metę wbiegam z czasem 14 godzin, 26 minut i 21 sekund. Jestem piąty na 156. Zwyciężyli Robert Kędziora i Dariusz Rewers. Przybiegli równo godzinę wcześniej. Ostatecznie spośród wszystkich 156 startujących zawody ukończyło 70 osób. Niecała połowa. Mało? To dużo. Na takich imprezach bywa tak, że kończy kilka albo 20 osób. Ta edycja, z połową z tytułem „Harpagana” może być uznana za stosunkowo łatwą.

Inne piesze maratony na orientację

„Harpagan” ma najdłuższą tradycję, najlepszą frekwencję; jest najbardziej znany i rozgrywany wyłącznie w jednym regionie Polski, dwa razy do roku. Drugą najbardziej popularną setką jest setka górska - beskidzki „Kierat”. Do tej pory baza była w Limanowej, od nowego roku święta tradycja zostaje złamana i przenosi się w inne miejsce. Będzie świeżo, będzie w nowym otoczeniu, będzie ciekawie. Kierat ma stosunkowo łatwą nawigację stąd polecana może być tym, którzy z kompasem radżą sobie jeszcze średnio.

Inne imprezy cieszące się dobrą renomą, z wieloletnią tradycją, choć już ze znacznie słabszą frekwencją to choćby grudniowa „Nocna Masakra” rozgrywana tuż przed świętami, na Pomorzu Zachodnim. W środku zimy mamy w Ełku „Ełcką Zmarzlinę” – przyjemną, raczej niezbyt wymagającą nawigacyjnie, ale z powodu zimowych warunków mogącą okazać się bardzo trudną.

Tradycyjnie w lutym na Roztoczu rozgrywany jest „Skorpion” – dawniej postrach ultra orientalistów. Gdy były sroższe zimy bywało tak, że kończył jeden zawodnik i to w poszerzonym limicie czasu. Dlaczego? Śnieg po kolana, czasem zaspy po pas. Punkty w jarach, wąwozach; a to na dole w rozgałęzieniu, a to na górze. Biegać nie bardzo było kiedy i jak. Ostatnio, gdy klimat się ocieplił „Skorpiony” są już bardziej błotne niż śnieżne i łatwiej je ukończyć.

Inne ciekawe zawody to choćby słynące z niebanalnej nawigacji, mazowieckie „Dymno”, również trudne nawigacyjnie, z różnymi mapami „Trudy”, profesjonalnie zorganizowane „Śnieżne Konwalie” czy też „Rajd Dolnego Sanu” organizowany od lat przez Huberta Pukę.

Wszystkie wymienione wchodzą w skład Pucharu Polski w Pieszych Maratonach na Orientację. Można w nim powalczyć kończąc odpowiednią liczbę imprez w ciągu roku. Na stronie Pucharu (pmno.pl) mamy listę wszystkich zawodów wraz z linkami do ich stron.

Polecam piesze maratony, z różnych względów. Raz, że coś nowego, dobra odskocznia od ulicy, od górskich liniówek. Jest teren, jest przyroda, jest miękko, zdrowiej dla stóp niż na asfalcie. Zdarzają się różne ciekawe przygody. Dużą rolę odgrywa nawigacja i dzięki temu elementowi można być na mecie szybciej niż kolega z bardziej wypasioną łydką, który na ulicy zawsze nas ogrywał, a który w terenie częściej się gubi.

Dystans zbyt duży? Skupiłem się na pieszych setkach, ale obecnie większość imprez oferuje też trasy krótsze: 25 - 50 kilometrów. Część dawnych setkowiczów przerzuciła się na pięćdziesiątki. Twierdzą, że 50 km nie jest tak kasujące i mogą startować w nich praktycznie co tydzień.

Boisz się, że się zgubisz? Rzeczywiście, podczas pierwszego startu jest to prawdopodobne, ale nie należy się tym zrażać. Kolejne kilka startów i nabierzesz wprawy, załapiesz o co chodzi. Zacznij od którejś z prostszych imprez, z jedną mapą i w jednej skali. Wprawisz się i każdy następny start będzie coraz lepszy i będzie dawał coraz większą satysfakcję.

Powodzenia!

Paweł Pakuła


 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce