Mój trzynasty maraton…Ambasador wspomina

 

Mój trzynasty maraton…Ambasador wspomina


Opublikowane w pon., 29/06/2015 - 09:57

3. Maraton Łódź Dbam o Zdrowie 2013 – wspomnienie Ambasadora Janusza Milczarka.

To miał być mój trzynasty, nomen omen maraton. W przygotowaniach do niego miał pomóc zorganizowany w sezonie jesienno-zimowym Puchar Maratonu. Rozgrywany w Lesie Łagiewnickim na dystansach odpowiednio 5, 10, 15, 20 i 25 km. Punktacja w poszczególnych kategoriach wiekowych zachęcała do startów w całym cyklu.

Po pierwszym 5-kilometrowym starcie (10 listopada 2012 r.), udało mi się uzyskać 100 punktów za wygraną w kategorii M50, co zapowiadało, że emocje na następnych dystansach będą rosły.

Niestety, nie zawsze jest tak jak się zaplanuje. Biegacze ponoć dzielą się na tych, co są „przed kontuzją”, „w trakcie kontuzji” oraz „po kontuzji”. A mnie właśnie dopadł etap drugi „w trakcie kontuzji”. Dzień przed kolejnym biegiem z cyklu, wracając z pracy, skręciłem lewą nogę w stawie skokowym. No oczywiście myślałem, że do rana przejdzie samo. Niestety w sobotę gips itd. Już wiem, co to oznacza i jak to niełatwo poruszać się o kulach. Sześć długich tygodni… Na szczęście lekarz stwierdził, że po czterech tygodniach można gips usunąć.

I tu znów kolejna niespodzianka - nauka chodzenia. I tak mój chytry plan pobicia życiówki maratońskiej z roku poprzedniego, umarł.

W trakcie rehabilitacji uruchomiłem stacjonarny rower i po pewnym czasie zacząłem wychodzić, zgodnie z zaleceniami zaprzyjaźnionego lekarza rehabilitanta, na małe truchtania.

Ale cel główny - maraton, niestety odjechał. A ja powoli zacząłem niewielkie treningi, rozruchy, trochę NW i nie myślałem już o starcie w Łódź Maraton DOZ, tylko raczej o tym, żeby noga wróciła do dawnej sprawności.

W pewnym momencie od zawodniczki mojego klubu ŁÓDŹ RUNNING TEAM (najmłodszy klub biegowy w Łodzi, który założyliśmy wraz z przyjaciółmi 31 maja 2012 roku), otrzymałem propozycję. Wydawała mi się kusząca.

Ona - Kasia, chciała przebiec łódzki maraton (to miał być jej pierwszy), ale obawiała się, że sama nie poradzi sobie ze słabościami, niekoniecznie fizycznymi – była przygotowana na długi wysiłek. Najbardziej obawiała się stanu umysłu i tych niepewności, którymi każdy pierwszorazowy maratończyk jest napełniony.

Zgodziłem się być jej pacemakerem. Dla mnie to szansa na pokonanie jednak tego dystansu, chociaż bez nacisku na wynik, a dla niej „opieka” na całej trasie.

Przed startem ustaliśmy taktykę i założyliśmy, że zadowalający będzie wynik w okolicach 5 godzin. Razem z nami pobiegł też świeżo upieczony klubowicz i maratończyk - Konrad, pierwszy maraton ukończył w czasie 5:30 - chciał również poprawić swój wynik.

Dla mnie SUPER! Miałem nie startować, a tu okazało się , że startuję i jeszcze na dodatek jestem dla kogoś ważny.

Wystartowaliśmy. Okazało się, że Konrad po 30 kilometrze zwolnił (ukończył w czasie 4:59:55), a my wśród dopingu przyjaciół (wiedzieli, że to Kasi pierwszy raz), biegliśmy dalej. Zacięcie i wola walki pozwoliły jej ukończyć bieg w czasie 4:25:36, a więc o ponad pół godziny szybciej od zaplanowanego czasu.

Przed wbiegnięciem do Atlas Areny czekają na nas jeszcze dwaj koledzy klubowi - i tak w czwórkę wbiegamy na metę. Kasia przeszczęśliwa, dla mnie nowe doświadczenie. Jeszcze nigdy tak lekko nie pokonałem maratońskiego dystansu. Atmosfera na mecie nie do opisania, gratulacje, uściski… w jednym momencie przechodzi zmęczenie, ból, złość i wszystkie negatywne odczucia. Endorfiny robią swoje….

Satysfakcja ogromna a i trzynastka nie okazała się tym razem pechowa…

Janusz Milczarek, Ambasador Festiwalu Biegów

Polecamy również:


Cofnij
Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce