Niedźwiedzie, bąble, grzmowty – jest rekord Niebieskiego Szlaku Karpackiego

 

Niedźwiedzie, bąble, grzmowty – jest rekord Niebieskiego Szlaku Karpackiego


Opublikowane w czw., 04/08/2016 - 15:16

„Była noc. Szedłem lasem jakieś 20 km od najbliższej miejscowości. Dookoła tylko dzicz. Usłyszałem dźwięk. Coś jak krzyk czy może bardziej ryk. Sam nie wiem, co to było, ale nie brzmiało przyjaźnie. Było przerażające. Uciekłem na ambonę i czekałem, aż to coś się do mnie zbliży albo gdzieś oddali. Po 30 min zszedłem z ambony, bo dźwięk się nie przybliżał. Zrobiłem kilka kroków, a tu niedźwiedź. Co gorsza, zaczął na mnie warczeć. Uciekłem z powrotem do ambony, a on miał mnie na szczęście „gdzieś”. Poszedł bokiem i się mną nie interesował. Za to ze mnie opadły siły. Zostałem tam i dopiero po 3 godzinach byłem w stanie ruszyć dalej”.

To nie jest opis wyprawy na biegun, Alaskę czy daleką północ w Kanadzie. To przygoda, jaka spotkała Pawła Pabiana, nowego rekordzistę Niebieskiego Szlaku Karpackiego, wiodącego z Grybowa pod Rzeszów.

Drugi najdłuższy szlak w Polsce liczy sobie 445 km. Nie jest tak popularny jak Główny Szlak Beskidzki, który zainspirował mieszkańca Krasnego do podjęcia się tego wyzwania. A szkoda, bo atrakcji na nim nie brakuje.

– Znam i Główny Szlak Beskidzki i Niebieski Szlak Karpacki. Ten pierwszy też zrobiłem, ale na ciężko, turystycznie. Ten drugi zrobiłem na lekko, na biegowo, bez wsparcia. Mam więc porównanie – opowiada nam Paweł Pabian. – Wiadomo, że czerwony szlak to ludzie, najbardziej atrakcyjne pasma i oznaczony szlak. Niebieski, to zupełnie inna historia. I najwyższe partie Bieszczad i totalne chaszcze z bagniskami, gdzie nie ma żadnego szlaku. Przyroda i dzicz, gdzie przez cały dzień można nie spotkać człowieka. Po drodze są wprawdzie sklepy, ale żeby trafić na jakiś raz dziennie, trzeba perfekcyjnie zaplanować bieg – objaśnia Paweł, który przebiegł 445 km mimo niewielkiego doświadczenia z długim dystansem.

– Właściwie to ja nawet nie jestem ultramaratończykiem. Dopiero raczkuję w tym temacie, ale lubię wyzwania. Gdy odkryłem, że są organizowane biegi na 100 km, to zapaliłem się do tematu. Zadebiutowałem w Kieracie, chociaż w życiu nie przebiegłem maratonu – opowiada Paweł, który tamten nieco szalony debiut pamięta do dzisiaj.

Pobiegł w nowych butach i bez przygotowania. Długo dochodził po tamtym starcie do siebie. – To była rzeźnia – mówi o swoim pierwszym Kieracie Paweł, który rok później powtórzył swój start i zajął 13. miejsce w grupowym finiszu.

W czasie Niebieskiego Wyzwania, nie brakowało trudnych momentów. – Najtrudniejsze okazały się podejścia w Bieszczadach na odcinku granicznym. To było wyzwanie kondycyjne. Męki psychiczne to przeżyłem w czasie burzy. Wokół szalały grzmoty, zapadałem się w błocie, wpadałem w kałuże i jakieś bagna. Ciągle lało – wspomina nasz rozmówca.

W najtrudniejszym momencie wyprawy z pomocą motywacyjną przyszedł Rafał Bielawa, rekordzista GSB. – Rafał udzielał mi rad już przed biegiem. W momencie załamania zadzwoniłem do niego. Kazał mi się podnieść, zapakować skarpety w worki foliowe i tak włożyć nogi w buty. Tak lało i były takie kałuże, że to i tak przemokło, ale jego wsparcie mnie wtedy uratowało. Najważniejsze było przecież, żeby ruszyć dalej – podsumowuje biegacz, który uporał się w wyzwaniem w 164 godziny i 30 minut.

Paweł jeszcze nie biega. Dochodzi do siebie, ale niedługo wróci do treningów i tym razem będzie się ruszał trzymając się planów i zasad. Warto zapamiętać Pawła, bo przy jego podejściu do wyzwań, jeszcze nie raz o nim usłyszymy.

Wiecej zdjęć i przeżyć z rekordowego przejścia Niebieskiego Szlaku Karpackiego znajdziecie na facebooku Pawła Pabiana: TUTAJ

IB

fot. Archiwum Pawła Pabiana


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce