PKO Festiwal Biegowy Ambasadora. "Koral Maraton tym razem nie dla mnie"

 

PKO Festiwal Biegowy Ambasadora. "Koral Maraton tym razem nie dla mnie"


Opublikowane w wt., 27/09/2016 - 10:10

Chociaż w Polsce organizuje się ostatnio wiele imprez w podobnym formacie, to Festiwal Biegowy w Krynicy jest tylko jeden – pisze Jan Nartowski, Ambasador Festiwalu Biegów (nr 3741).

Jeśli chcesz się wybiegać i sprawdzić na trasie, powinieneś tu przyjechać. W tym roku naliczyłem do wyboru 29 różnych konkurencji biegowych i Nordic Walking na różnych dystansach, od sprinterskich 600m (a były jeszcze biegi dzieci na 300m) po ultra ciężki i długi 100 km Bieg 7Dolin. Dla tych, którym mało emocji, mogą udowodnić że należą do grupy biegaczy ze stali i przebiec 9 morderczych biegów w 3 dni w Iron Run. Część biegów rozgrywana jest w tym samym czasie - doba trwa tylko 24 godziny - więc to na zawodniku spoczywa trudność decyzji, w której konkurencji wystartować.

Do Krynicy szykowaliśmy się w kilka osób, ale projekt jak to zwykle bywa rozpadł się w pył z przyczyn nie zawsze obiektywnych. Pozostałem sam na placu boju. Jako Ambasador Festiwalu czułem się jednak zaszczycony i jednocześnie zobowiązany wziąć udział w siódmej już edycji imprezy.

Jak zawsze z wielką przyjemnością przyjechałem do Krynicy. Już po raz szósty zresztą. Wiedziałem, że nie będzie lekko i tak też było. Plan miałem prosty. W piątek Bieg pod górę na 15 km i Bieg na 7 km - również pod górę, na Romę. W sobotę Życiowa Dziesiątka do Muszyny i 3 km po deptaku, a w niedzielę Koral Maraton.

Dojazd do Krynicy przebiegł zgodnie z planem pomimo, że jak zwykle zmyliłem trasę. Zmieściłem się w 7 godzinach. O 14:00 byłem już w biurze zawodów, pobrałem pakiet startowy i odwiedziłem festiwalowe EXPO. Za bazę wypadową służył Hotel Hajduczek, jakieś 2 km pod górę od deptaka. To trochę daleko i po biegu ciężko wrócić na kwaterę, ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie lekko...

Przywitała nas piękna pogoda, bardzo ciepłe jak na tą porę roku popołudnie i księżyc w pierwszej kwadrze.

Równolegle z Krynicą, tak jak w zeszłym roku, rozgrywany był maraton we Wrocławiu. Nie odbiło się to negatywnie na frekwencji w zawodach, choć na deptaku już nie spotkałem tylu znajomych co w latach poprzednich. Łącznie zapisało się ponad 11 tys. osób, wystartowało ponad 8 tys – w sumie 11 tys. osobostartów. Rekord frekwencji.

Bieg na 15 km

Wracając do moich startów. O godzinie 18:00 wystartowaliśmy z deptaka w kierunku Tylicza. Po przebiegnięciu około 1 km po deptaku i bulwarach Dietla skręt w prawo. Zaczyna się dość stromy podbieg ul. Pułaskiego (suma podbiegów trasy 360m). Po 3,5 km wbiegamy na Romę i zbiegamy w stronę Tylicza, po drodze zaliczając cztery dla mnie dość uciążliwe hopki. Okrążamy rynek i znów tą samą trasą wbiegamy na Romę i z całej siły zbiegamy do Krynicy na deptak. Mam czas 1:17:13 i miejsce 67/182. Pierwszy medal, czas trochę gorszy niż w zeszłym roku. Ale bieg potwornie ciężki, z mocnymi podbiegami i szybkimi zbiegami. Naprawdę wysysał z zawodników wszystkie siły.

Bieg Nocny na 7 km

Wracam do hotelu na krótki odpoczynek. O 22:30 znów jestem na deptaku. Trasa 7 km po agrafce. Jest nas około 500 osób. Musimy pokonać 3,5 km dość stromego podbiegu tą samą trasą co kilka godzin wcześniej w stronę Tylicza i później po nawrotce zbiec z powrotem do bramki startowej. Podbieg od razu dał mi popalić, jest gorąco. Ostre tempo biegu dosłownie mnie zatyka. Staram się utrzymać tempo 4:45 min/km. Nogi ciążą po biegu na 15 km, ale już widać nawrotkę. Po nawrocie zbiegamy ostro w dół. Mimo wysiłku nie mogę znacząco przyspieszyć, tempo nieznacznie niższe niż przy podbiegu. Po 32 minutach i 1 sekundzie jestem już na mecie. Niezły czas. Miejsce 115/453 i drugi medal.

Życiowa Dziesiątka

W sobotę biegam na 10 km. Na deptak schodzę przed godziną 10. Jest bardzo ciepło i słonecznie. Na starcie prawie 1,5 tys. zawodników, w tym wiele znanych osób. O 11:00 następuje start honorowy a po przebiegnięciu około 800m o 11:10 start ostry na 10 km. Jest spory tłok, a ponieważ zaczynam ze środka stawki, pierwszy kilometr jest właściwie stracony z tempem ponad 5 min/km. Później robi się już luźniej i można przyspieszyć.

Pomimo, że biegniemy w dół do Muszyny, jak zwykle na tej trasie nie jest lekko. Biegniemy szosą, mijając skręt na Tylicz w Powroźniku. Kibice dopingują nas na trasie, zwłaszcza w Krynicy i Muszynie. Jest potwornie gorąco. Do 5. kilometra biegnę normalnie, później słabnę, muszę nawet zwalniać do marszu. Ostatecznie finiszuję w marnym czasie 52:59. Życiówka będzie musiała poczekać na lepszą okazję. Miejsce 401/1501 i trzeci medal.

Przy powrocie biję się z myślami na temat niedzielnego startu. Resztę dnia spędzam wśród biegaczy, dopingując finiszujących na deptaku ultramaratończyków, którzy są w trasie od 3 rano. Cieszę się, gdy przybiega ktoś znajomy. Na deptaku cały czas rozgrywane są jakieś konkurencje. Naprawdę można się tu wybiegać, aż do pełni szczęścia.

Bieg na 3 km

O 17:00 startuję jeszcze w biegu na 3 km. Są to dwa kółka po 1500m na bulwarach Dietla. Czuję już duże zmęczenie, jest to mój czwarty bieg i wszystkie do tej pory były bardzo forsowne, na 100 procent możliwości. Finiszuję z czasem 13:33 na 49/127 miejscu. Zawieszam na szyi czwarty medal i znużony wdrapuję się stromym podejściem do hotelu. To był naprawdę ciężki dzień.

Koral Maraton

W niedzielę wczesna pobudka i lekkie śniadanie, które jem ze współlokatorami - maratończykami. Koral Maraton to nie są żarty. Znam doskonale każdy kilometr trasy, przepociłem tu już 5 razy koszulki. Podbiegi pod Jastrzębik i Romę mogą zniechęcić nawet naprawdę twardych biegaczy. Ale nie mnie.

Jestem na starcie około 7:00. Kręcę się po deptaku i biurze zawodów. Przed startem ustawiam się tuż bramie startowej, ale... nie wchodzę do koralu dla zawodników. Stoję po drugiej stronie. Nie biegnę. Jest za gorąco i za bardzo świeci słońce. Rozsądek zwycięża nad sercem. Widząc znajomych i przyjaciół szykujących się do startu mam łzy w oczach. W tym roku odliczanie: 10, 9, 8... nie jest dla mnie...

O 14:30 zaczyna się Bankiet dla Ambasadorów Festiwalu Biegów w pensjonacie Małopolanka. Honory gospodarza na bankiecie pełni Pani Ania, nasza niezmordowana Pani Prezes. Kilka krótkich oficjalnych przemówień, nagrody dla najaktywniejszych i wracamy do części nieformalnej.

Tymczasem na głównej scenie na deptaku prezentują się różne grupy i zespoły. Dekoracja maratończyków i zawodników Iron Run, a na koniec losowanie Toyoty Yaris - głównej nagrody Festiwalu.

To już koniec 7. PKO Festiwalu Biegowego w Krynicy. Jeszcze tylko ostatnie pożegnania i snucie planów na najbliższe tygodnie. Sądzę, że większość osób przyjedzie tu za rok - dla bogatej oferty sportowej i towarzyszącej, dla tej niepowtarzalnej atmosfery jaką stworzyli organizatorzy, zawodnicy i oczywiście mieszkańcy Krynicy.

Dziękuję! Do zobaczenia za rok!

Jan Nartowski, Ambasador Festiwalu Biegów  

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce