Przetrwanie w krainie lodu – 3. Księżycowy Cross w Ozorkowie

 

Przetrwanie w krainie lodu – 3. Księżycowy Cross w Ozorkowie


Opublikowane w ndz., 15/01/2017 - 10:39

Półmaraton wygrał Adam Łukasiak (1:24:25) przed Mateuszem Jaszczakiem (1:25:34) i Michałem Adamkiewiczem (1:28:43). Wśród pań zwyciężyła nasza reprezentacyjna utytułowana ultraska Agata Matejczuk (1:39:52, 6. open), wyprzedzając ubiegłoroczną zwyciężczynię Monikę Pieczorę (1:40:55, 8. open) oraz czwartą przed rokiem Edytę Bartelę (1:48:30, 19. open). Na dychę, a właściwie ćwierćmaraton, najszybsi byli: Damian Białek (46:25), Jarosław Matejczuk (46:58) i Krzysztof Zdończyk (47:11) oraz Daria Ogrodowczyk (48:39, 7. open), Beata Gawrońska (51:11, 13. open) i Agnieszka Kowalska (56:30, 30. open). Obydwa dystanse ukończyło odpowiednio 115 i 134 zawodników.

Towarzyszący marsz nordic walking był nielicznie obsadzony. W półmaratonie wystartowało zaledwie dwoje zawodników, ale za to mocnych: ubiegłoroczny zwycięzca Wojciech Kolasa (2:22:09) i Anita Paszkiewicz-Kęsiak (3:07:03). Dwukrotnie krótszy dystans ukończyło 10 uczestników, na czele ze Sławomirem Kacprzakiem (1:08:54), Michałem Osińskim (1:09:24) i Włodzimierzem Kaczmarkiem (1:33:55) oraz Joanną Balcerak-Kolasą (1:22:24), Małgorzatą Opiłowską (1:35:35) i Katarzyną Perugą (1:40:01). Pełne wyniki wszystkich konkurencji można zobaczyć TUTAJ.

Mimo znacznie cięższych niż przed rokiem warunków, trzecia z kobiet Edyta Bartela przebiegła półmaraton o dwie i pół minuty szybciej, poprawiając się równocześnie o jedno miejsce. – Odkąd się umówiłam z koleżanką, że która z nas pierwsza zaliczy glebę na danych zawodach, stawia tej drugiej piwo – zwierzyła nam się zdobywczyni trzeciego miejsca – żadna z nas się jeszcze nie przewróciła. Może to jest właśnie recepta na poprawę techniki biegu w trudnych okolicznościach przyrody.

– Wszystko siedzi w głowie! – powiedziała druga dziś Monika Pieczora – W tamtą stronę byłam mocno spięta na tym lodowisku, a z powrotem wszystko puściło i poszłam na całego, ile miałam siły... może dlatego, że było ciemno i nic nie widziałam! Monika też się poprawiła o ponad dwie minuty od poprzedniej edycji – najwyraźniej jest w lepszej formie. Obiecała powracać na Księżycowy Cross w następnych latach, jeśli tylko zdrowie i czas pozwolą, bo bardzo lubi ten bieg.

– Widziałam Monikę na nawrotce tuż za mną i musiałam mocno przycisnąć – opowiadała zwyciężczyni „połówki” Agata Matejczuk – ale tak naprawdę każda z nas walczyła sama ze sobą. Na niedawnym Półmaratonie Szakala mnie totalnie pocisnęła i teraz mi się udał mały rewanż – śmiała się zwyciężczyni, a jej rywalka odwzajemniła uśmiech. Nasza ultramistrzyni już rozpoczęła przygotowania do kwietniowych łódzkich mistrzostw Polski w biegu 24 h.

Tegoroczny Księżycowy Cross o mało nie zakończył się podwójnym zwycięstwem państwa Matejczuków. Mąż Agaty Jarek na półmetku prowadził na krótszym dystansie, jednak, jak nam opowiedział – z muzyką na uszach, niczym z klapkami na oczach, pobiegł dalej z grupką półmaratończyków. Gdy się zorientował, było już pół kilometra za daleko. Zagapienie się kosztowało go jedno miejsce w klasyfikacji, choć – jak sam przyznał – końcówkę miał dzięki temu piorunującą.

Zaciętą walkę o zwycięstwo w ćwierćmaratonie rozegrali kijkarze. Prowadzący przez większość dystansu faworyt Michał „Ossa” Osiński został na ostatnim kilometrze wyprzedzony przez starszego kolegę Sławomira Kacprzaka. Przez długie odcinki trasy rywale maszerowali razem, jednak to Sławek zachował więcej sił na końcówkę. Zwycięzca nie krył zadowolenia, choć sam był zaskoczony takim obrotem spraw.

Pyszne i wysokoenergetyczne ciastka w pakietach startowych, na bufetach i w workach nagród dla zwycięzców zapewniła nieoceniona ekipa „ciasteczkowych potworów” ze świetlicy Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Łęczycy pod wodzą Katarzyny Dzieży. Głównego organizatora Księżycowego Crossu poznali przypadkiem na szkoleniu i już trzeci raz wspaniałomyślnie podjęli się pracochłonnego wypieku dla wspomożenia zawodów. Cała załoga również biega, włącznie z panią Kasią, która jednak dziś musiała odpuścić start z przyczyn zdrowotnych.

Bieg od trzech lat organizuje Witold Obuchowicz z ozorkowskiej filii MONAR-u, który sam też biega – w tym roku przygotowuje się nawet do Biegu Rzeźnika. Wcześniej „zerowa” edycja odbyła się pod nazwą Zdrowa Dycha. Teraz na Księżycowy Cross ponownie zjechały się oddziały MONAR-u z całej Polski, zarówno pacjenci, jak i terapeuci. Oprócz weteranów, niektórzy wystartowali w zawodach po raz pierwszy. Kto sam nie biega, pomaga w pracy biura zawodów. Najważniejsze jest to, że ludzie wychodzą z nałogu, znajdując nowy sens życia i zamieniając narkotyki na sportową adrenalinę i endorfiny.

– Teraz wszystko lepiej zagrało – opowiadał zmęczony organizator – ponieważ zaangażowało się więcej osób. Ludzie widzą, że robimy fajną rzecz i się dołączają, bo nasz bieg ma specyficzną rodzinną atmosferę (osobiście to szczerze potwierdzam! – red.). Właśnie z chęci jej zachowania wynika dość ograniczony limit ilości uczestników. W tym roku szczególne podziękowania należą się drużynie miłośników broni pneumatycznej „Pustak”, która bardzo pomogła zabezpieczyć trasę. Dalsze losy Księżycowego Crossu zależą od prozaicznych funduszy. Mamy nadzieję, że w kolejnych latach na tak cenną inicjatywę ich nie zabraknie.

* * * * *

Próbując nie usnąć za kółkiem wracam ulicami Zgierza. Włączam zimny nawiew prosto w twarz i podkręcam radio. „Straight from my heart, oh tell me why can't this be love!” – korzystając że nikt mnie nie słyszy, dla rozbudzenia drę się na całe gardło razem z Van Halenem. Znowu zbieg okoliczności? Żeby tak się wykończyć, trzeba naprawdę kochać tę zabawę.

Kamil Weinberg


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce