Miasto sztuki, nauki i... biegania! Valencia Ciudad del running Ambasadorki

 

Miasto sztuki, nauki i... biegania! Valencia Ciudad del running Ambasadorki


Opublikowane w czw., 03/12/2015 - 09:13

Długo się zbierałam do napisania tej relacji, choć nie tak długo, jak trwały przygotowania, by być częścią Maratonu Trinindad Alfonso Valencia Marathon. To nie będzie rzeczowa relacja z wydarzenia, bo nie umiem rzeczowo podejść do tego tematu - to będzie relacja, która mam nadzieję, pokazuje przemianę marzeń w rzeczywistość. Dokonaną. I trochę będzie o tym jak tego technicznie dokonałam – pisze Daria Bielicka, Ambasadorka Festiwalu Biegów.

W czerwcu 2015 postanowiliśmy iż na jesieni przebiegniemy maraton. Bo co? Ja nie przebiegnę? Pewnie, że przebiegnę! Przebiegłam już kilka półmaratonów, to na pewno dam radę. Na pewno? Trening do maratonu, prowadzony pod okiem doświadczonej zawodniczki i trenerki (swoją drogą tryumfatorki kiedyś jednego z biegów w Krynicy), szybko pokazał mi, że jednak nie na pewno.

Pierwotnie planowałam, aby swój pierwszy maraton ukończyć w Atenach, jednak ze względów polityczno-gospodarczych wyjazd do Aten wydawał mi się dość ryzykowny. Na etapie planowania wiele mogło sie tam jeszcze wydarzyć, a ostatnie doniesienia pokazały, że decyzja była całkiem słuszna. Szukałam więc gdzie jeszcze można pobiec w listopadzie - bo na październik nie wyrobiłabym się z przygotowaniami. I znalazłam - podobno najbardziej płaski (albo jeden z najbardziej płąskich) maraton przebiegający po ulicach pięknego hiszpańskiego miasta, położonego na południowym wybrzeżu nad Morzem Śródziemnym - Walencja.

Aby zapisać sie do Walencji należało zarejestrować się przez stronę internetową. W momencie, kiedy ja się rejestrowałam - czyli we wrześniu cena pakietu wynosiła 60 euro plus 5 euro opłaty dla tych spoza Hiszpanii. Z angielskim u nich jest nieźle, ale pewne informacje nie były wystarczająco dobrze przetłumaczone. W dniu startu cena pakietu wynosiła 90 euro. Po zapisaniu dostałam maila z danymi do przelewu, ale po przelewie już nic. Trochę mnie to stresowało, ale sprawdzając na stronie status rejestracji widniał jako: "registration OK". No to OK! Po nadaniu numeru startowego już byłam spokojna, ale miało to miejsce ok tydzień przed naszym wylotem.

Planując podróż do Walencji myślałam o możliwych opcjach transportu, jednak najtańszą (przy 2 osobach) i najwygodniejszą okazał się być samolot. Oh, jak ja nie cierpię latać! Niestety, bezpośrednich lotów z Krakowa do Walencji brak. Ryanair oferował jednak dość ciekawe połączenie: Kraków - Mediolan-Bergamo-Walencja. Planując wylot w środę - 11.11 i powrót w środę 18.11 za bilety zapłaciłam 750 zł za dwie osoby w dwie strony. Łącznie 4 lądowania i 4 starty - na moje nerwy jak się okazało, to o 4 za dużo! Szukając przelotów obserwowałam ceny i w sierpniu te same loty wyceniane były na ok 1200 zł, we wrześniu ceny zaczęły spadać i spadać, i wtedy też postanowiłam je zakupić. Czasem nie warto się spieszyć.

Z noclegiem niestety już tak prosto nie było. Trochę za późno zaczęliśmy szukać i te blisko linii startu/mety były już pozajmowane. Albo piekielnie drogie. Niestety, trzeba liczyć się z tym, że aby otrzymać przyzwoity standard w apartamencie, trzeba zapłacić ok 50 euro za noc. Hotele są jeszcze droższe. Hostel to najtańsza opcja, bo za 100 euro można spędzić w nich cały tydzień. Ale to dość ryzykowna sprawa - a ja lubię wygody.

Zupełnie przypadkiem, nasz apartament ulokowany był zaraz obok dużego sklepu biegowego oraz wspaniałej ścieżki biegowej w Ogrodach Turii - 5,5 km tartanowej, przygotowanej nawierzchni tylko dla biegaczy, która pięła się wzdłuż urządzonych ogrodów biegnących przez środek miasta.

Dawniej, przez Walencję płynęła rzeka - Turia, która kiedyś wylała wyrządzając duże straty i zabijając ok 80 osób. Władze miasta postanowiły zmienić bieg rzeki tak, aby omijała centrum miasta a w starym korycie rzeki zorganizowano ogród. Długi na kilka kilometrów, a w nim: ścieżki rowerowe, place zabaw, boiska do piłki nożnej, do rugby, stadion lekkoatletyczny, bieżnie, mini-siłownie, wybiegi dla psów, drzewa pomarańczowe, kwiaty i cała masa placów zabaw dla najmłodszych. Jeden koniec ogrodu to Zoo (blisko którego mieszkaliśmy), drugi zaś koniec to Miasteczko Sztuki i Nauki (Ciudad de las Artes y las Ciencias), w którym ulokowane było biuro zawodów, start oraz meta maratonu.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce